Z Orderem św. Mikołaja

Jan Głąbiński

|

Gość Krakowski 48/2018

publikacja 29.11.2018 00:00

Grudzień to dla Janiny i Antoniego Plaszczaków pracowity miesiąc. – Nasz samochód to jedna wielka paczka prezentów, które przewozimy z Wiednia na Orawę – mówią.

Małżeństwo niesie pomoc potrzebującym już od kilkudziesięciu lat. Małżeństwo niesie pomoc potrzebującym już od kilkudziesięciu lat.
Jan Głąbiński /Foto Gość

Mobilizują innych

– Nasi kochani Święci Mikołajowie, czyli Janina i Antoni, są stałymi gośćmi w Barce. Trudno już nawet wyobrazić sobie Boże Narodzenie bez paczek z Wiednia! Oni robią to wszystko z potrzeby serca, z dużym zaangażowaniem, a nasi wychowankowie bardzo dobrze to wyczuwają – opowiada Zofia Palenik, przewodnicząca Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Jabłonce. – Pani Janina jest motorem napędzającym innych do czynienia dobra. Do pomocy potrzebującym potrafi zaangażować wiele osób, a swoją postawą i działalnością nie tylko mobilizuje, ale i łączy dwa kraje: Polskę i Austrię – zaznacza Z. Palenik. To właśnie ona, wraz z innymi osobami zaangażowanymi w Barkę, wnioskowała o odznaczenie państwa Plaszczaków Orderem św. Mikołaja za ich wielkie pomocne serca. Wniosek został przez organizatorów corocznych mikołajek w Jabłonce przyjęty, a wyróżnienie zostało im przyznane w 2016 roku. Państwo Plaszczakowie nie pamiętają, kiedy ostatnio jechali z Wiednia „na pusto”. – Zwykle samochód jest wypchany pod sufit paczkami i darami. Woziliśmy sprzęt medyczny, leki, środki czystości, odzież, zabawki, słodycze. Zabieramy to, co ktoś nam ofiaruje – opowiada pan Antoni i dodaje, że każdą placówkę, do której trafiają dary, proszą o ich pokwitowanie, by wszystko było tak, jak trzeba. Pani Janina w domu ma kilka skrzyń z podziękowaniami z różnych miejsc, dokąd dotarły paczki mikołajkowe czy inne dary. Wśród nich jest wiele wzruszających listów, pełnych bardzo rodzinnych tematów, w których panią Janinę i jej męża autorzy traktują jak kogoś naprawdę bliskiego. „Składamy serdeczne podziękowania za przekazanie nam pięknych stylowych krzeseł z Wiednia, są one ozdobą naszego salonu w nowym domu” – pisze sześcioosobowa rodzina z Budzowa, którą można zobaczyć na dołączonym zdjęciu. – Zdajemy sobie sprawę, że ludzi naprawdę cieszą bardzo małe rzeczy, na które po prostu czasami nie mogą sobie pozwolić. Dlaczego mielibyśmy nie pomóc komuś w potrzebie? Już tyle mieliśmy znaków od Boga, że prawdziwa i szczera dobroć pozwala znosić niedogodności ubóstwa, często przecież niezawinionego – wzrusza się pani Janina.

Kto przejmie tę akcję?

Góralom spod Babiej Góry póki co sił ani chęci do dalszego angażowania się w paczkowe historie nie brakuje, jednak chcieliby poszukać następców. – Stuknęła nam już 70. wiosna, więc najwyższa pora, by młodzi przejęli po nas pałeczkę. Miejmy nadzieję, że to się uda. Wszak pomocy, nawet tej najbardziej drobnej, nigdy dość – mówi pani Janina. – Bywa i tak, że nie mamy już miejsca w samochodzie i coś musi poczekać na następny kurs. To trudne, zwłaszcza gdy trafia do nas bardzo dobra, świeża żywność – dodaje. Od wielu już lat działaniom górali spod Babiej Góry kibicuje s. Stella, albertynka z Wadowic. Do tamtejszego Domu dla Samotnej Matki też trafiała pomoc od państwa Plaszczaków. – Oni są jak św. Brat Albert. Niosą nie tylko dary, ale przede wszystkim dobroć, uśmiech. W dzisiejszym świecie to ważne, by dotrzeć do drugiego człowieka i wyciągnąć do niego rękę. Co istotne, pani Janina i jej mąż swoje przedsięwzięcie powierzają opiece św. Adama Chmielowskiego – opowiada albertynka. Czytelnicy „Gościa Niedzielnego”, którzy chcieliby przyłączyć się do akcji przewożenia paczek z Wiednia oraz innych darów w ciągu roku, mogą skontaktować się z naszą redakcją – przekażemy kontakt do państwa Plaszczaków.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.