Ks. Andrzej Fryźlewicz był kapłanem maksymalnie oddanym Jezusowi

Monika Łącka Monika Łącka

publikacja 25.03.2020 12:30

Tak zmarłego dziś kapłana wspomina bp Jan Zajac, emerytowany biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej, honorowy kustosz sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

Ks. Andrzej Fryźlewicz był kapłanem maksymalnie oddanym Jezusowi Śp. ks. Andrzej Fryźlewicz. Jan Głąbiński /Foto Gość

Księdza Andrzeja poznał w 1973 r., gdy ten przyszedł do seminarium duchownego. - Ja byłem wtedy ojcem duchownym. Od samego początku dał się poznać jako bardzo gorliwy kleryk i człowiek, który ma zasady i potrafi ich bronić (a przede wszystkich według nich żyć) z góralską stanowczością - mówi bp Zając.

Ta znajomość trwała i później, gdy ks. Andrzej został wyświęcony na kapłana. - Było widać, że jest księdzem, którego charakteryzuje głęboka wiara i rozmodlenie. Niósł również pomoc potrzebującym. Trzeba też wspomnieć, że był patriotą zatroskanym o ojczyznę oraz o małą ojczyznę, czyli Podhale i swój rodzinny Nowy Targ - dodaje bp Zając.

Zauważa także, że ks. Andrzej pracował ze świadomością, że żyje z cukrzycą, która niszczy jego organizm. Z uporem troszczył się jednak nie tylko o swoje zdrowie fizyczne, ale nade wszystko o zdrowie duchowe.

- Łączyła nas też służba kard. Franciszkowi Macharskiemu. Widziałem, że jest gorliwym duszpasterzem i kapłanem oddanym kardynałowi Macharskiemu. Wiernie służył mu z wdzięcznością, a ten wiedział, że ma w ks. Andrzeju wielką podporę. Ks. Andrzej był mu bowiem bardzo wdzięczny za to, że kardynał mu zaufał i przyjął go, kiedy już zmagał się z problemami zdrowotnymi - zauważa bp Jan Zając i dodaje, że wiele razy był świadkiem, jak ks. Fryźlewicz pomagał kardynałowi w głoszeniu słowa Bożego.

- Służył Bogu i ludziom dniem i nocą, mimo dolegliwości. Przeszczep nerek i dializy oraz wynikające z tego cierpienie spowodowały, że wśród kapłanów był postrzegany jako męczennik. Mimo choroby był gotowy wypełniać powierzone mu zadania. Codziennie wędrował też na modlitwę do bazyliki oo. franciszkanów, gdzie miał swoje miejsce. Sprawowanie Eucharystii było zaś dla niego głębokim przeżyciem. Mimo, że wymagało wysiłku od niego samego i od tych, którzy w ostatnim czasie mu pomagali - podkreśla bp Zając.

Nie ma także wątpliwości, że na ostatnim etapie ks. Andrzej był maksymalnie oddany Jezusowi. - Gdy już był w szpitalu i nie mógł mówić, odprawiał nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Był pogodzony z wolą Bożą i chciał ją wypełnić. Wiem też, że podczas dializy czytał "Dzienniczek" św. s. Faustyny. Codziennie odprawiał Drogę Krzyżową, składając w ofierze swoje cierpienie.

Zasłużył na wejście do Domu Ojca po tym, jak dał świadectwo swego życia. Dziś poszedł na spotkanie z Bogiem prowadzony przez Matkę Bożą, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, by już w niebie przygotowywać się do Wielkiej Nocy - mówi honorowy kustosz sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

Z kolei Józef Różański, nowotarski społecznik, działacz w Związku Podhalan, mistrz pszczelarski, ratownik górski, autor największej w Polsce, a prawdopodobnie także i na świecie, Galerii św. Ambrożego opowiada, że ks. Andrzeja znał od dzieciństwa, gdy byli ministrantami, a później lektorami.

- Ks. Andrzej pozostał bardzo związany z Nowym Targiem, także wtedy, gdy już był kapelanem kardynała Franciszka Macharskiego. Zawsze pytał, co się tu dzieje, interesował się życiem znajomych, był dla wszystkich życzliwy. Dzięki niemu bywałem na opłatkach u kardynała w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Spotykaliśmy się na Mszy św., a potem kardynał zapraszał nowotarżan do siebie, na kolędowanie. Niech mu Pan Bóg wynagrodzi jego dobre życie i pozwoli, by spotkał się z kardynałem na niebieskich polanach - mówi.

Sylwia Juszkiewicz, krakowska pielęgniarka, dzieli się natomiast wyjątkowym zdarzeniem, które było jej udziałem. Wiele lat temu była u ks. Andrzeja do spowiedzi, kiedy jeszcze posługiwał w konfesjonale w kościele Mariackim. - Ta spowiedź była niezwykła. Miałam wtedy życiowy problem, o którym nie powiedziałam, bo nie kwalifikował się on do spowiedzi, jako grzech. Zaskoczenie moje było ogromne, ponieważ podczas krótkiej nauki przed udzieleniem mi rozgrzeszenia ks. Fryźlewicz powiedział słowa, które były odpowiedzią na te moje życiowe zmagania. A przecież nic o tym nie wiedział! To było bardzo mocne doświadczenie i bardzo byłam mu za tę podpowiedź, co zrobić, wdzięczna - mówi S. Juszkiewicz.

Przeczytaj także:

Zmarł ks. prałat Andrzej Fryźlewicz