Dobro się namnaża

Magdalena Dobrzyniak

publikacja 28.04.2020 11:20

- Walka toczy się o życie, zdrowie, rodzinę, przyjaciół, o napotkanego samotnego samarytanina, solidarność międzyludzką - mówi Waldemar Skuratowicz, prezes fundacji działającej przy klasztorze mniszek dominikanek Na Gródku w Krakowie. Jej patronką jest sł. Boża s. Magdalena Epstein, pionierka szkolnictwa pielęgniarskiego i dominikanka.

Dobro się namnaża Szyli maseczki i fartuchy dla służby zdrowia, dziś fundują medykom obiady. Piotr Jantos

Magdalena Dobrzyniak: Kiedy zrodziła się myśl: "Trzeba coś zrobić"?

Waldemar Skuratowicz: Bezczynność lub pseudospokój wobec rzeczywistego zagrożenia to nie moje klimaty. Miesiąc temu zostałem prezesem Fundacji im. Służebnicy Bożej Siostry Magdaleny Epstein. Ledwo rozsiadłem się wygodnie w fotelu prezesowskim, żeby zapoznać się z sylwetką patronki fundacji, a tu masz ci, babo, placek... COVID-19. Po pierwszych apelach o pozostanie w domu przestawiłem się na pracę zdalną i zastosowałem do poleceń. Wydało mi się to jednak zbyt mało. Zaczęły mnie dręczyć pytania typu: "Jak ocalić bliskich? Ilu z nas przeżyje? Co zrobić, żeby ludzie nie doświadczali epidemii? Jak mam zachować się wobec zagrożenia? Co na moim miejscu zrobiłaby nasza patronka?". Zadzwoniłem do moich przyjaciół i zadałem im pytanie o to, jak pomóc, a ponieważ żona mojego przyjaciela jest lekarzem, bez wahania wskazała na odzież ochronną.

Fundacja szybko zareagowała na potrzebę środków ochrony osobistej. Może Pan krótko podsumować efekty tego zaangażowania? Do kogo konkretnie trafiły fartuchy i maski powstałe w fundacji?

Oczywiście na początku naszą akcję skonsultowałem z wiceprezesem fundacji Piotrem Jantosem i siostrami - przeoryszą Stanisławą Chruścicką oraz subprzeoryszą Emanuelą Sargą. Natychmiast dostaliśmy od nich błogosławieństwo i zielone światło do działania. Umieściliśmy informację w mediach społecznościowych i nazajutrz ze zdumieniem stwierdziliśmy, że post uzyskał kilkanaście tysięcy wyświetleń, mało tego - nasze konto zaczęło puchnąć od wpłat darczyńców. Pojawili się również wolontariusze chętni do szycia fartuchów i maseczek. Na tym etapie olbrzymią pracę wykonał wiceprezes fundacji. Znalazł hurtownię, która - gdy usłyszała o celu naszej działalności - zrezygnowała z narzuconej marży i sprzedała nam wigofil w cenie 56 zł za belę. Piotr nawiązał również kontakt z osobami, które zobowiązały się szyć odzież ochronną. Następnie rozwieźliśmy towar po szyjących wolontariuszkach, zaczynając od Krakowa poprzez Liszki, Jordanów, Chrzanów, Trzebinię, Tenczynek, Piekary Śląskie, Zabrze, a z czasem zaczęli dołączać kolejni szyjący. Tak ruszyła akcja wspierania służby zdrowia. Na pierwszy ogień uszyta odzież ochronna powędrowała do noworodków na Oddział Neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego przy ul. Kopernika 23, na Oddział Kliniczny Chorób Zakaźnych przy ul. Śniadeckich 10 oraz do Domu Pomocy Społecznej przy ul. Piotra Kluzeka 6 w Krakowie. Następnie przyjęto od nas maseczki i fartuchy w Szpitalu Klinicznym im. dr. Józefa Babińskiego, a nawet trafiliśmy do kliniki w Mysłowicach. Nie zapomnieliśmy również obdarować wigofilem Hospicjum św. Łazarza. Wsparliśmy kupionymi materiałami krawieckimi grupy szyjące dla Śląska. Niech pani sobie wyobrazi, że teraz zerwany ze snu mogę pani jednym tchem wyrecytować, jakie są rodzaje lamówek!

Zamknęliście już ostatecznie kwestię szycia? Jakie kolejne działania będziecie podejmować? 

Ponieważ dostajemy informacje zwrotne, że środki ochrony osobistej są dostarczane w coraz większej liczbie, postanowiliśmy nie dublować się z działaniami innych, chociaż pracownicy służby zdrowia komplementują jakość wykonania naszych maseczek i fartuchów, co bardzo nam schlebia i dobrze świadczy o szyjących wolontariuszkach oraz o jakości materiałów. Oczywiście nadal szyjemy maseczki, ale już nie w takich ilościach, jak na początku akcji. Kolejne zadanie wypłynęło jakby naturalnie. Ochotnicy, lekarze i pielęgniarki, którzy poświęcili się chorym i przebywają z nimi w szpitalu przez 24 godziny na dobę, są jakby poza budżetem danej placówki medycznej, dlatego zaproponowano nam, abyśmy ufundowali im obiady. Tak rozpoczęła się inna forma pomocy - "Obiad dla medyka". Zawsze można się do niej przyłączyć, wystarczy wpłacić datek na konto naszej fundacji z dopiskiem: "Na posiłki" (Bank PKO SA: 04 1240 4650 1111 0010 4575 5153). Można też, będąc podmiotem działalności kulinarnej, darować takie posiłki dla potrzebujących. W działaniu jesteśmy bardzo elastyczni i reagujemy na pojawiające się potrzeby, więc trudno powiedzieć, jaki będzie nasz kolejny krok... Czas pokaże.

Dobro się namnaża   Siła modlitw i wyrzeczeń dominikanek klauzurowych porusza niebo. Piotr Jantos

W jaki sposób włączają się mniszki dominikanki? Jakim wsparciem są dla Pana i całej ekipy?

Po pierwsze, nie byłoby całej akcji, gdyby siostry Na Gródku nie powołały tej fundacji. Po drugie, od samego początku koordynują nasze działania, otwierając nowe możliwości. Po trzecie, poprzez osobę naszej patronki i jej dokonania mają olbrzymie kontakty w służbie zdrowia, co bardzo pomaga w obecnej sytuacji. Po czwarte, wysyłają podziękowania do każdej osoby, która przyczyniła się do walki z koronawirusem. Po piąte, bardzo nam kibicują i wspierają na każdym kroku. Po szóste, jest ich tyle, ilu było apostołów, a siła ich wyrzeczeń i modlitw porusza bramy niebios. Czujemy to na każdym kroku... To uskrzydla nas do walki. Jesteśmy jakby ich niegodnymi rycerzami, ich ramieniem wykraczającym poza mury warowni klasztornej, w której mieszka niebywała cisza, gdzie można znaleźć to, co ciche i piękne, czyli Miłość.

Sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, porównuje Pan do wojny. Skąd takie militarne skojarzenia? O co toczy się ta walka? Jak się bronić? Jak Pan się przed nią broni?

Walka toczy się o życie, zdrowie, rodzinę, przyjaciół, o napotkanego samotnego samarytanina, solidarność międzyludzką, a może nawet o sens powołania do zawodu lekarza, pielęgniarki, służby medycznej, może także i o inne powołania. Cierpienie wyzwala wiele pytań, i to nie tylko o sens, ale również o jego przyczynę. Najlepszą obroną jest jedność w walce, a przede wszystkim jedna z naczelnych zasad etycznych w medycynie: primum non nocere. Moją obroną jest działanie. Jeżeli udało nam się ocalić choćby jedno istnienie, a tego się teraz nie dowiemy, to było warto. Paradoksalnie w dobie tej pandemii widać jaskrawiej, jaki świat jest zero-jedynkowy i jak namnaża się dobro. Oczywiście, stosuję wszystkie dostępne środki ochronne, poczynając od modlitwy, przez noszenie krzyża karawaka (tzw. krzyż morowy), który otrzymałem zanim wybuchła ta zaraza, aż do odzieży ochronnej, środków neutralizujących i zaleceń. Czas pokaże, czy one wystarczyły.

Nie zamknęliście się w bezpiecznej przestrzeni domu, ale wciąż jesteście w ruchu, wystawiając się na niebezpieczeństwo. Co Was motywuje do działania?

Motywację chyba wyssałem z matczynej piersi, a na imię jej: solidarność. Jeżeli jeszcze do tego znajdzie się paru takich, co myślą podobnie, to niebezpieczeństwo staje się wyzwaniem. My zaledwie jesteśmy niewielkim pomocnym zapleczem tych, którzy są na pierwszej linii. Oni muszą być bezpieczni i czuć nasze wsparcie. Postać patronki fundacji też zobowiązuje, wszak ona położyła podwaliny pielęgniarstwa w Polsce. Nie wyobrażam sobie, żeby nas tu zabrakło.

Dobro się namnaża   Członkowie fundacji są w ciągłym ruchu. Piotr Jantos

Czym zafascynowała Pana patronka fundacji? Działalnością społeczną czy decyzją o życiu w ścisłej klauzurze? Jak ona inspiruje w tym czasie? Może być patronką walczących z pandemią?

Jej biografia jest bardzo bogata. Cóż można zrobić dla kobiety, która jest objęta procesem beatyfikacyjnym, a tytuł dyrektora Szkoły Uniwersyteckiej zamieniła na tytuł służebnicy Bożej? Tylko uklęknąć i milczeć. Czy może być patronką walczących z pandemią? Ona nią jest!

Jakie ma Pan plany na "czas po"?

Jeżeli przeżyję, przynajmniej w takim stanie jak dziś, to zaproszę na Gródek wszystkich tych, którzy w tym trudnym czasie byli razem z nami: darczyńców, wolontariuszy, obdarowanych i kolejny raz podziękuję im z całego serca. Będziemy się radowali sobą i zobaczymy wreszcie nasze twarze bez masek. Następnie pójdę do kościoła, gdzie będzie pełno ludzi. Z bliskimi wyruszę w góry i tam spędzę przynajmniej dwa tygodnie. A kiedy wrócę, zrealizuję plany wystawowe rzeźb Staszka Cukra na dziedzińcu przy ul. Mikołajskiej 21. Otworzymy również piękną wystawę nieznanych zdjęć św. Jana Pawła II przy dźwiękach muzyki zespołu Zielony Szlak, który będzie śpiewał poezję Karola Wojtyły. Zaczniemy realizować na Gródku letnie koncerty muzyczne i przygotowywać się do 400-lecia obecności sióstr dominikanek na Gródku, która to rocznica wypada w przyszłym roku. Zajmę się renowacją grobowca na Rakowicach, aby wreszcie pojawiła się tam tablica z nazwiskami sióstr, które odeszły do Pana. I ufam, że uda nam się znaleźć 1001 drobnych sposobów, aby trafić do człowieka potrzebującego pomocy. A przede wszystkim dalej będę marzył o lepszym świecie i realizował te marzenia oraz przygotowywał nową zbroję i tarczę na kolejne potyczki, abyśmy mogli w potrzebie osłonić innych.