Lek. Lidia Stopyra: Generowanie teorii spiskowych dotyczących szczepień nie ma sensu

Monika Łącka Monika Łącka

publikacja 26.05.2020 18:10

- Szczepionki nie są po to, by chronić tych, którzy chorują łagodnie. Szczepionki mają chronić tych, którzy mogą chorować ciężko - mówi ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.

Lek. Lidia Stopyra: Generowanie teorii spiskowych dotyczących szczepień nie ma sensu Maseczka jest drobną uciążliwością. Jestem w stanie ją znieść, by zmniejszyć ryzyko dla innych - mówi L. Stopyra. Archiwum prywatne

Monika Łącka: Słowo "szczepionka" w ostatnich tygodniach wywołuje wielkie emocje. Jedni czekają na nią jak na wybawienie od wirusa SARS-CoV-2. Drudzy boją się, że gdy powstanie, spowoduje więcej złego niż dobrego.

Lidia Stopyra: Wynalezienie szczepionek odmieniło bieg świata i zrewolucjonizowało medycynę. Nie pamiętamy już czasów, gdy przez świat przechodziły epidemie pochłaniające miliony ofiar. Teraz wydaje nam się, że chorób zakaźnych już nie ma i nic nam nie grozi. Czujemy się bezpiecznie i to bezpieczeństwo udało się osiągnąć... właśnie dzięki szczepionkom.

To, co działo się, zanim szczepionki zostały odkryte, obrazuje więc, jak wyglądałby dziś świat, gdyby ich nie było?

Tylko w 1950 r., a więc już w XX wieku, z powodu krztuśca odnotowano w Polsce prawie 1600 zgonów, i są to zgony zaraportowane. W rzeczywistości było ich znacznie więcej, gdyż zgłaszalność chorób zakaźnych w czasach bez internetu, powszechnie dostępnych faksów czy telefonów była znikoma. Z kolei choroby takie jak polio każdego roku powodowały kilka tysięcy zachorowań oraz kilkaset zgonów. Setki osób zostawały też kalekami. Pod koniec lat 50. XX w., gdy pojawiły się pierwsze szczepionki, były one tak niedoskonałe, że ok. 20-30 proc. szczepionych osób cierpiało po szczepieniu na przejściowe porażenia wiotkie. Ci ludzie przestawali na kilka dni, a nawet tygodni chodzić. Ale wszyscy, wiedząc o tym, przychodzili się zaszczepić, bo wiedzieli, jak groźną chorobę wywołuje wirus polio. Każdy miał w rodzinie lub wśród znajomych kogoś, kto zmarł na polio, albo kogoś kalekiego, kto przeszedł polio. Możemy sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy teraz używali takiej szczepionki.

Szczepionka przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (WZWB) w Krakowie pojawiła się w 1994 r., a dwa lata później była już dostępna w całej Polsce.

Gdy zaczynałam pracować, w poradni chorób zakaźnych mieliśmy ok. 100-200 dzieci z przewlekłym wirusowym zapaleniem wątroby typu B. To były w większości dzieci wyleczone z ciężkich chorób (najczęściej onkologicznych), które - nieszczepione - zapadały później na WZWB. Gdy kończyły 18 lat, stawały się pacjentami poradni dla dorosłych. Wielu z nich w młodym wieku zmarło z powodu powikłań WZWB, głównie pierwotnego raka wątroby czy marskości wątroby. Taki był przebieg choroby. Dzięki temu, że w połowie lat 90. XX w. w Polsce wprowadzono obowiązkowe szczepienia noworodków przeciw WZWB, teraz mamy zaszczepionych wszystkich pacjentów w wieku pediatrycznym. W tym momencie w poradni mamy pod opieką jedno dziecko z przewlekłym WZWB i jest to dziecko niezaszczepione. Wiele chorób ma taką historię - od śmierci i kalectwa po sytuację, jaką mamy teraz, gdy chorób zakaźnych nie ma, i osoby, które sprawy nie rozumieją, pytają, po co szczepić. Chorób zakaźnych takich jak polio, błonica, tężec nie widzimy na co dzień - właśnie dlatego, że są szczepienia. Jeżeli przestajemy szczepić, te choroby wracają.

Teraz też antyszczepionkowcy mówią, że nie będą szczepić się przeciwko COVID-19. Przekonują, że "nikt nie staje się antyszczepionkowcem bez powodu i najczęściej objaw poszczepienny otwiera oczy tym, którzy wierzyli słowom lekarza, że szczepienie jest bezpieczne".

Osoby antyszczepionkowe chętnie zaprosiłabym na oddział, którym kieruję, żeby zobaczyły, jak cierpi dziecko z sepsą meningokokową czy pneumokokową albo też w przebiegu ospy, gdy również może dojść do sepsy, jak ciężkie mogą być napady kaszlu krztuścowego. Myślę, że zmieniłyby zdanie. Jestem przekonana, że nie szczepiąc swoich dzieci, narażają je na cierpienie tylko z powodu nieświadomości - uważają, że chorób zakaźnych nie ma albo że u dzieci zawsze przebiegają łagodnie. A to nieprawda. Gdyby zawsze przebiegały łagodnie, nie potrzebowalibyśmy szczepionek. Szczepimy, żeby nie było ciężkich powikłań i zgonów z powodu chorób zakaźnych. Na oddziale, którym kieruję, rocznie hospitalizujemy kilkaset dzieci z powodu ciężkiego przebiegu chorób zakaźnych. Są to dzieci, które w większości trafiają na oddział w zagrożeniu życia. Tylko pojedyncze są tu z powodu powikłań poszczepiennych - zazwyczaj łagodnych, niesprawiających problemu.

Faktem jest jednak, że są osoby, których nie wolno szczepić.

To m.in. osoby z zaburzeniami odporności (np. wrodzonymi lub w trakcie chemioterapii albo leczenia lekami immunosupresyjnymi). Te osoby są chronione tylko i wyłącznie dzięki temu, że wszyscy dookoła są zaszczepieni. W przypadku dziecka będącego w trakcie lub po chemioterapii czy radioterapii lub też z zaburzeniami odporności, przeciw grypie czy ospie uodparniamy całą jego rodzinę. Bo jeśli zaszczepimy wszystkich, z którymi dziecko ma kontakt, to nikt mu nie przyniesie choroby. To ważne, bo te dzieci mogą umrzeć np. z powodu ospy, która powszechnie kojarzy się jako choroba łagodna.

W Pani praktyce zdarzyło się, aby ktoś zmarł na skutek przyjęcia szczepionki?

Nie, nigdy. Widziałam natomiast dzieci, które umierały z powodu chorób zakaźnych, i to takich chorób, przeciwko którym są szczepionki. Niestety, przez ruchy antyszczepionkowe wyszczepialność spada, czego konsekwencją była np. epidemia odry na przełomie 2018/2019 roku. Problem w tym, że ruchy antyszczepionkowe tropią historie powikłań poszczepiennych, które tak naprawdę nie są przyczynowo związane ze szczepieniem. Zdarza się, że objawy wynikają np. z chorób wrodzonych o udowodnionym podłożu genetycznym, a antyszczepionkowi rodzice twierdzą, że to po szczepieniu. Jest szereg chorób, których objawy zawsze występują w pierwszych miesiącach życia. To czas, gdy wykonuje się wiele szczepień i rodzice, nie rozumiejąc, co się dzieje, kojarzą te objawy ze szczepieniami. U dzieci nieszczepionych objawy tych chorób również występują w pierwszych miesiącach życia. Oczywiście, że w części chorób zakaźnych większość osób, które się nie zaszczepią, może nie zachorować albo zachorować łagodnie. Tylko u niektórych wystąpią ciężkie powikłania. Ale nigdy nie wiemy, u kogo... I właśnie dlatego szczepimy. Nie szczepilibyśmy, gdyby wszyscy przechodzili choroby zakaźne łagodnie. Szczepionki nie są więc po to, by ochronić tych, którzy chorują łagodnie. Szczepionki mają chronić tych, którzy mogą chorować ciężko.

Czytelniczka napisała mi, że jej mąż doznał powikłań po szczepieniu, a ze skutkami boryka się do dziś. Swoich dzieci więc nie szczepią, twierdząc, że odporność buduje się w jelitach, czemu sprzyja zdrowy styl życia. Zapominają jednak, że na świecie dużo jest osób niedożywionych, źle odżywionych, a nawet głodujących. Każda choroba może być dla nich śmiertelna.

W jelitach nie ma przeciwciał przeciwko odrze czy sepsie meningokokowej. Natomiast jeśli spotykamy się po raz pierwszy z wirusem odry i nie mamy odporności, to możemy zachorować. A odra zawsze jest dość ciężką chorobą, obarczoną dużą liczbą powikłań i pewnym odsetkiem śmiertelności. Gdy w Afryce, gdzie panuje głód, na przełomie 2018 i 2019 r. pojawiła się epidemia odry, śmiertelność wśród niedożywionych dzieci wynosiła 20-30 proc. Tam problem ze szczepieniami jest poważny, choć misjonarze i różne organizacje robią, co mogą. U nas, choć było dużo zachorowań, nie było żadnego zgonu. Udało nam się, inne kraje europejskie nie miały tego szczęścia. Co więcej, u nas - mimo ruchów antyszczepionkowych - wyszczepialność jest stosunkowo niezła. Nie chorujemy, a osoby niezaszczepione są chronione przez tzw. odporność zbiorową (czyli zaszczepienie wszystkich dookoła) i to powoduje, że wydaje się, iż chorób zakaźnych nie ma. Coraz więcej Polaków podróżuje jednak do pięknych, egzotycznych krajów, a tam już tak dobrze nie jest. Dla osoby nieszczepionej ryzyko zachorowania na choroby zakaźne, np. na odrę w Afryce czy Azji, może być wysokie.

Podobna sytuacja może być teraz z koronawirusem.

Znacznie ponad 80 proc. przechodzi tę infekcję łagodnie. Ale pozostali chorują ciężko, a niektórzy umierają. Wiemy, że osoby z chorobami współistniejącymi są w tzw. grupie ryzyka (choć zdarzają się osoby ponad 90-letnie, które radzą sobie z COVID-19), ale wiemy też, że są ludzie młodzi i zdrowi, którzy umierają. Jeżeli nie zostaniemy zaszczepieni, prędzej czy później wszyscy zachorujemy. Nie wiadomo, w którym przedziale procentowym się znajdziemy. Wszyscy wierzymy, że wśród tych bezobjawowych, ale może jednak wśród tych, którzy będą wymagać respiratora? A jeśli pojawi się szczepionka, na pewno nie będzie od razu dostępna dla wszystkich. Cały czas borykamy się z brakiem dostępności różnych szczepionek. Na pewno przeciw COVID-19 szczepić trzeba zwłaszcza osoby z grup ryzyka.

Ruchy antyszczepionkowe podnoszą też koronny argument, że w pracach nad szczepionkami wykorzystuje się tkanki pobrane z abortowanych płodów.

Współczesna medycyna dąży do tego, by szczepionki wytwarzać metodą inżynierii genetycznej. Prawie wszystkie szczepionki na WZWB czy HPV powstają tak, że sekwencjonuje się fragment DNA wirusa, potem się go powiela i wszczepia w hodowlę drożdży, a one produkują białko kodowane przez ten fragment DNA. To białko jest składnikiem szczepionki. Obecnie nie pobiera się komórek z abortowanych płodów w celu produkcji szczepionek.

Na koniec ciekawostka: na Zachodzie dużo firm ubezpieczeniowych działa tak, że od klientów wymaga nie tylko badań profilaktycznych, ale też szczepień.

Tak. Zaniechanie szczepień znacznie zwiększa ryzyko zachorowania na poważne choroby. Dla firmy ubezpieczeniowej oznacza to olbrzymie kwoty na opłacenie leczenia. Dlatego w takich sytuacjach podwyższa składki. To normalna, ekonomiczna decyzja. A u nas, póki co, antyszczepionkowcy nie dość, że narażają swoje dzieci na niebezpieczeństwo, to jeszcze narażają nas na koszty. Czy naprawdę chcieliby świata bez szczepionek? Powrotu do czasów, gdy w wyniku epidemii umierało nawet kilka milionów osób? Dzieci, które są leczone u mnie na oddziale, naprawdę cierpią na konkretne choroby - krztusiec, sepsy, zapalenia mózgu w przebiegu ospy, COVID-19. Masoneria tych wszystkich chorób nie wymyśliła. Generowanie teorii spiskowych naprawdę nie ma sensu.