Nie ma czasu. Wojna trwa

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 10/2022

publikacja 10.03.2022 00:00

– Lwów w nocy pogrążony jest w letargu. Nie śpi, bo kilkanaście kilometrów dalej wybuchają bomby i giną ludzie – opowiada Szymon Makuch, który zawiózł do Ukrainy sprzęt wojskowy potrzebny żołnierzom oraz cywilnym obrońcom kraju. Działa dalej.

Mieli jechać samochodem osobowym, a wypełnił się dostawczy. Mieli jechać samochodem osobowym, a wypełnił się dostawczy.
Archiwum Szymona Makucha

W dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę Szymon i jego żona, pochodząca z Charkowa Oksana Shmygol, uczestniczyli w proteście przed krakowską Ambasadą Rosji. Czuli jednak, że choć ich obecność tam jest ważna, w ten sposób niewiele zdziałają. Jakby w odpowiedzi na tę myśl do Oksany odezwała się kuzynka mieszkająca w Niemczech, która powiedziała, że jej znajomi z Kolonii szukają hełmów i kamizelek kuloodpornych dla walczących, ale nie jest łatwo, i że może w Polsce się uda. Był piątek 25 lutego po południu, gdy Szymon, który lubi wyzwania (jest ultramaratończykiem, zrobiło się o nim głośno w 2019 r., gdy samotnie przebiegł Islandię, by zbierać pieniądze na leczenie ciężko chorego chłopca), napisał na Facebooku, że następnego dnia wraz z Oksaną zamierzają jechać na granicę, by zawieźć dary. Liczył na to, że jakiś odzew to wywoła, ale zakładał, że pojadą samochodem osobowym, wioząc kilka hełmów, jedzenie, koce, materace i leki. Okazało się, że dobrzy ludzie zaczęli nie tylko przynosić dary, ale i wpłacać pieniądze, dzięki którym zapełniony został duży samochód dostawczy.

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.