Nikifor z ulicy Cechowej

Bogdan Gancarz, 
Grzegorz Kozakiewicz

|

Gość Krakowski 13/2023

publikacja 30.03.2023 00:00

Przez wiele lat leżały w zapomnieniu, pokryte kurzem i sadzą. 
Wydobyte z niepamięci, odnowione obrazy Aleksandra Kozy, nieprofesjonalnego malarza z krakowskiego Starego Kurdwanowa, pokazano teraz na wystawie. Stały się sensacją.

▲	Świat portretów i pejzaży podgórskiego artysty 
jest fascynujący. ▲ Świat portretów i pejzaży podgórskiego artysty 
jest fascynujący.
Grzegorz Kozakiewicz

Właściciel galerii kupił je od znajomego kolekcjonera. 
– Obrazy były zabrudzone. Widać też było ślady zawilgocenia. Gdy przyjrzałem się im bliżej, zachwyciły mnie. Dostrzegłem, że nie wyszły spod profesjonalnej ręki malarskiej, stanowiły jednak owoc niewątpliwie bardzo bogatej wyobraźni artystycznej – mówi Michał Pikul. – Postanowiłem oddać je do konserwacji i pokazać na wystawie – dodaje właściciel Galerii 26.


Zwiedzający stają w oniemieniu przed tymi 65 niewielkimi obrazkami. Gdyby nie wiedzieli, że mieniąca się barwami „Jesień na Woli Duchackiej” wyszła spod pędzla tego, a nie innego artysty, mogliby sądzić, iż to nieznany obraz przedwojennego malarza Zygmunta Waliszewskiego. Są tu portrety, m.in. zaskakujący wizerunek „fryzjerki Krysi”, inspirowany malarstwem ikonowym, widoki „uzdrojowisk karpackich”, gdzie malarz prawdopodobnie przebywał na wczasach, stare domki ginącego świata dzielnicy Podgórze, zabudowanego potem blokami, pejzaże okolic Krakowa. Wszystko zaś wzruszająco autentyczne, niepoddające się analizom tradycyjnych metod historii sztuki.


– Przesuwając przed oczami fenomenalny fotoplastikon świata widzianego oczami Aleksandra Kozy, oglądając Giewont w kształcie głowy cukru, nieistniejące zagrody i sady, nie możemy prostować krzywych ganków domów zaginionego Podgórza, zastanawiać się nad kompozycją pierwszego, drugiego i trzeciego planu. To kierunek analizy z góry skazany na jałowy niebyt – mówi Jarosław Kazubowski, historyk sztuki i publicysta, autor wstępu do katalogu wystawy „Malowałem, co widziałem. Opowieść o naiwnym malarzu z Kurdwanowa”. – Kto pamięta stary Kraków, wzruszy się i doceni trud naiwnego talentu. Kto zaś młody, niech pomyśli, że ten bajkowy krajobraz to spadek po dziadkach i pradziadkach. Odzyskany po latach, wydobyty spod warstw kurzu i sadzy fascynujący świat istnieje w tych obrazach nadal, radosny, przyjazny i kolorowy. Można go nie polubić, ale nie można nim wzgardzić – dodaje.


Znany malarz „naiwny” Nikifor Krynicki doczekał się książek na swój temat, rekonstruujących m.in. jego życiorys. Tymczasem o A. Kozie nie wiemy prawie nic. Znamy jedynie nazwisko i imię, adres: ul. Cechowa 28. Tyle zachowało się na karteczkach i sygnaturach na odwrocie niektórych obrazów. Możemy przypuszczać, że działał intensywnie w latach 60. ubiegłego wieku.


Technika malarska wskazuje, że autor był malarzem z Bożej łaski, „artystą naiwnym”, nieprofesjonalnym. Ale czym zajmował się poza malowaniem? Gdzie i kiedy się urodził? Kiedy umarł? Czy obrazy, które pokazuje nam właściciel M. Pikul, to całe jego dzieło? Czy malował dla siebie, dla własnej przyjemności, a może rozdawał lub sprzedawał obrazy i w podgórskich mieszkaniach wiszą jego nieznane szerzej dzieła? Być może kiedyś się tego dowiemy, a tymczasem wszystko, co wiemy o artyście, zawiera się w jego obrazach. A te mówią o nim niemało.


Wśród wystawionych dzieł jest wiele portretów i one budzą największe zainteresowanie. Na ogół artyści naiwni próbują malować realistycznie, co niespecjalnie im wychodzi, głównie z powodu braków warsztatowych. U A. Kozy niedostatki rzemiosła są ewidentne, ale jednocześnie widoczna jest własna wizja portretowanej osoby, jej formalnego przedstawienia. Kubistyczne potraktowanie twarzy, niezwykłe w portrecie użycie koloru, rezygnacja ze światłocienia. Gdybyśmy mieli do czynienia z akademicko kształconym malarzem, można by z łatwością wskazać źródła inspiracji w dziełach wielkich mistrzów i nowatorów sztuki XX wieku. Wygląda jednak na to, że A. Koza nie był obznajomiony z pracą Picassa czy Modiglianiego bądź nawet wczesnego Nowosielskiego. Jego wyobraźnia artystyczna była na tyle potężna, że znaczną część rewolucji i przewrotów w sztuce nowoczesnej wymyślił sobie prawdopodobnie sam, na użytek portretów Podgórzan i pejzaży z obrzeży miasta. – Gdy się okaże, że – tak jak w przypadku Nikifora – na rynku sztuki pojawią się podróbki także dzieł A. Kozy, będzie to świadectwem ostatecznego triumfu jego wydobytego z zapomnienia malarstwa – mówi J. Kazubowski.


Warto jak najszybciej obejrzeć wystawę podgórskiego Nikifora, jako że Galeria 26 jest firmą handlującą dziełami sztuki, a ponieważ malarstwo A. Kozy dobrze się tam sprzedaje, możemy już nigdy nie ujrzeć wszystkich tych obrazów zgromadzonych w jednym miejscu.


Wystawę można oglądać do 10 kwietnia w siedzibie Galerii 26 
(Kraków, ul. św. Tomasza 26) od wtorku do piątku od godz. 11 do 13 oraz od 15 do 17, a także w soboty od godz. 12 do 14.


Osoby posiadające jakiekolwiek informacje na temat Aleksandra Kozy i jego obrazów prosimy o kontakt pod adresem elektronicznym „Gościa Krakowskiego”: krakow@gosc.pl lub pod adresem pocztowym: Krakowski „Gość Niedzielny”, 30-960 Kraków 1, skr. poczt. 543.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.