Tragedia z medialną tezą?

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 25/2023

publikacja 22.06.2023 00:00

W nowotarskim szpitalu wydarzył się dramat. Dlaczego jednak przeważa narracja, że winny śmierci 33-letniej pani Doroty jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który zakazał aborcji eugenicznej, a zapomina się, że w sytuacji zagrożenia życia matki ratowanie jej jest obowiązkiem lekarzy? Nikt i nic tego nie zmienia.

Żadna ustawa nie zabrania medykom walki o kobietę,  gdy podczas ciąży wystąpi niebezpieczeństwo śmierci ciężarnej. Żadna ustawa nie zabrania medykom walki o kobietę, gdy podczas ciąży wystąpi niebezpieczeństwo śmierci ciężarnej.
Marek Piekara /Foto Gość

Pani Dorota do Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. św. Jana Pawła II w Nowym Targu trafiła 21 maja, gdy odeszły jej wody płodowe. Była w 20. tygodniu ciąży. Zmarła trzy dni później z powodu wstrząsu septycznego. Czy mogła przeżyć? Zdaniem lekarzy – być może tak, ale pytań w tej sprawie jest na razie więcej niż znanych już odpowiedzi. Czy w szpitalu doszło do zaniedbań i naruszeń standardów w opiece nad ciężarną? Również – być może tak, ale sprawa musi być zbadana przez specjalnie powołaną komisję, o czym na konferencji prasowej 12 czerwca mówili minister zdrowia Adam Niedzielski oraz rzecznik praw pacjenta Łukasz Chmielowiec. W sprawie „narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ciężarnej i jej nienarodzonego dziecka” śledztwo wszczęła Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu. 13 czerwca zostało ono przekazane Prokuraturze Regionalnej w Katowicach. Do chwili oddawania tego numeru „Gościa” do druku nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów.

W medialnej burzy, jaka trwa od 24 maja, zastanawia jednak, jak jest to możliwe, że tak wiele osób uległo narracji lobby aborcyjnego, bezpośrednio łączącego śmierć pani Doroty z zaostrzeniem prawa aborcyjnego w Polsce, czyli z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku. Uznano wówczas, że „aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu jest niezgodna z konstytucją”. Publikacje utrzymane w takim tonie pojawiły się nawet w zagranicznych mediach piszących (np. Euronews czy Canadian Press), że „w Polsce kobiety nie mogą przerywać ciąży, nawet jeśli płód ma poważne i nieodwracalne wady i niewytłumaczalne jest, jak partia rządząca może powodować tak wiele niepotrzebnego cierpienia”.

Problem w tym, że w świetle dotychczasowych faktów dziecko pani Doroty było zdrowe i nieobciążone żadną wadą genetyczną, a ciąża – do chwili odejścia wód płodowych – niezagrożona.

Nie tylko w Polsce

– To, co wydarzyło się w Nowym Targu, zostało z premedytacją wykorzystane do zbudowania kolejnej medialnej tragedii z tezą. Zasadne jest więc postawienie pytania, czy przed ogłoszeniem orzeczenia TK z 2020 r. takie sytuacje się nie zdarzały? Czy wtedy nie umierały kobiety w ciąży z powodu rozwijającej się sepsy? Sepsa zabija co 3 sekundy i, niestety, ciężarne nie są przed nią chronione, choć oczywiście współczesna wiedza medyczna pozwala zrobić maksymalnie dużo, by uratować życie kobiety. Wcześniej nikt jednak nie mówił o tym głośno. Te historie są potrzebne teraz, do walki o zmianę przepisów aborcyjnych – komentuje Magdalena Guziak-Nowak, dyrektor ds. edukacji i sekretarz zarządu w krakowskim Polskim Stowarzyszeniu Obrońców Życia Człowieka. Przypomina też kilka łudząco podobnych do siebie spraw. Jedna z nich miała miejsce w Irlandii.

– Niestety, swój sukces w 2018 r. świętowały tam organizacje proaborcyjne, gdy zniesiona została tzw. 8. poprawka do Konstytucji i aborcja stała się w tym kraju dozwolona i legalna – mówi M. Guziak-Nowak. Stało się tak po referendum, jakie przeprowadzono w konsekwencji śmierci 31-letniej Savity Halappanavar. Gdy doszło u niej do zagrożenia życia w związku z początkiem poronienia z cechami rozpoczynającego się zakażenia wewnąrzmacicznego, lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży. – Nie zdecydowali się na ten krok, bo przegapili oznaki rozwijającej się infekcji. Opinia publiczna uwierzyła jednak, że „Savicie odmówiono aborcji, bo Irlandia to katolicki kraj” – taki przekaz sączył się z mediów. Co ciekawe, zanim przeprowadzono referendum, irlandzki Facebook zablokował możliwość publikacji postów pro-life, natomiast historia Savity była przedstawiana na wszelkie możliwe sposoby – zwraca uwagę M. Guziak-Nowak.

Zmiana jakiego prawa?

W Polsce we wrześniu 2021 r., a więc prawie rok po wyroku TK, do szpitala w Pszczynie zgłosiła się 30-letnia Izabela. Stwierdzono u niej odejście wód płodowych. Kobieta zmarła kilka dni później w wyniku sepsy. Ta śmierć była konsekwencją błędów w sztuce lekarskiej (ostateczny wyrok jednak jeszcze nie zapadł), a nie skutków orzeczenia TK, a NFZ nałożył na szpital karę w wysokości 650 tys. zł za zaniedbania w opiece nad ciężarną. Prokuratura Regionalna w Katowicach cały czas prowadzi zaś śledztwo przeciwko trzem lekarzom, którym postawiono zarzuty.

– Ta sprawa była potrzebna aborcyjnym aktywistkom podczas zbierania podpisów pod projektem „Legalna aborcja bez kompromisów”. W pewnych sytuacjach zakładał on aborcję do 9. miesiąca ciąży i został odrzucony w Sejmie przy pierwszym czytaniu. Jakiś czas później prof. Mirosław Wielgoś, krajowy konsultant w dziedzinie perinatologii, komentując sprawę z Pszczyny, stwierdził nawet, że „nie jest entuzjastą obecnie obowiązującego prawa”, natomiast wydaje mu się, iż „nie można doszukiwać się bezpośredniego związku między tym prawem a tym, co wydarzyło się w Pszczynie” – zaznacza M. Guziak-Nowak.

W styczniu 2022 r. w szpitalu w Częstochowie zmarła z kolei pani Agnieszka, która była w ciąży bliźniaczej. Jedno z dzieci nie żyło, a lekarze – zgodnie ze standardami obowiązującymi na całym świecie – przyjęli tzw. postawę wyczekującą. I w tym przypadku doszło do sepsy – nie udało się uratować ani drugiego dziecka, ani pani Agnieszki. – Ten dramat środowiska pro-choice próbowały wykorzystać do lansowania haseł, że aborcja jest bezpieczniejsza od porodu. Na szczęście nawet lekarze znani z proaborcyjnego stanowiska zaczęli mówić, że to przesada – podkreśla M. Guziak-Nowak.

W przypadku pani Doroty ze szpitala w Nowym Targu w mediach pojawiła się jedna wypowiedź aktywistki proaborcyjnej, która stwierdziła, że ta śmierć nie ma nic wspólnego z wyrokiem TK. Została jednak zagłuszona m.in. przez celebrytów domagających się zmiany prawa. – Jakiego prawa? W obowiązującej w Polsce Ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży cały czas była i jest zgoda na aborcję, gdy ciąża zagraża życiu matki. Lekarz ma prawo i obowiązek zakończyć taką ciążę i tak naprawdę nie mówimy wtedy, że doszło do aborcji, tylko do śmierci dziecka, która była konsekwencją ratowania życia kobiety – mówi M. Guziak-Nowak.

Przyznaje również, że nieco zaskakuje oświadczenie wydane przez Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników. Bo choć trudno nie zgodzić się z apelem, by nie wydawać przedwczesnych wyroków, gdyż skutkuje to linczem lekarzy, to jednak zastanawia ostatni fragment. – Towarzystwo przypomina, że „rolą państwa, a nie lekarzy jest tworzenie prawa, które powinno budować fundamenty tworzące optymalne warunki leczenia dla pacjentów oraz lekarzy”. Smutne, że zabrakło w tym krytyki lobby aborcyjnego, które przyczynia się do ataków na lekarzy i straszenia Polek przed zachodzeniem w ciążę – wskazuje M. Guziak-Nowak.

Zachowajmy rozsądek

Gdy do szpitala trafia kobieta z przedwczesnym odejściem wód płodowych, będąca między 20. a 26. tygodniem ciąży (granica przeżywalności dziecka), plan działania zawsze powinien być omawiany z matką i ojcem. – W zależności od stanu matki i dziecka, stopnia zagrożenia ich zdrowia i życia (ocenionych w oparciu o wykonane badania) podejmowana jest wspólna (lekarska i rodzicielska) decyzja co do postępowania – wyczekującego lub aktywnego. W sytuacji jawnego zagrożenia zdrowia i życia matki (np. gdy obserwuje się rozwój infekcji wewnątrzmacicznej, następuje obumarcie płodu w wieku nierokującym pomyślnie czy możliwy jest krwotok) lekarz ma prawo podjąć działania zmierzające do wywołania poronienia lub porodu przedwczesnego, by ratować życie i zdrowie matki, chyba że kobieta zgłasza swój sprzeciw – tłumaczy dr Ewa Ślizień-Kuczapska, ginekolog-położnik z wieloletnim stażem. Jak dodaje, choć takie postępowanie niesie za sobą poważne konsekwencje (np. psychologiczne) dla wszystkich stron, jest w pełni zgodne z aktualnymi rekomendacjami obowiązującymi w tak krytycznych sytuacjach i dotyczącymi ok. 1–3 proc. matek na całym świecie.

Szpital w Nowym Targu w wydanym oświadczeniu zapewnia, że wszystkie procedury zostały zachowane. – W związku z tym medialne dyskusje o tym, co tam się stało, nie mają prawa bytu. Nie znamy opinii sądowo-lekarskiej o przebiegu wydarzeń, nie wiemy, czy pani Dorota była zdrowa, jaka była jej decyzja i czy została uszanowana (znamy tylko relację jej męża), czy dziecko mogło przeżyć oraz jaka była przyczyna odejścia wód i rozwoju sepsy (mogło się na to złożyć wiele czynników) – zauważa dr n. med. Antoni Marcinek, specjalista ginekologii, położnictwa oraz ginekologii onkologicznej, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Rafała Czerwiakowskiego w Krakowie („Na Siemiradzkiego”). Nie ma też wątpliwości, że dziennikarze, którzy wydają już przedwczesne wyroki, krzywdzą zarówno rodzinę pani Doroty (która, być może na skutek szoku i silnych emocji, występuje w mediach, jednak te wypowiedzi są potem manipulowane), jak i nowotarski szpital. – Osobiście współczuję tamtejszym lekarzom, bo pracują (jak i my wszyscy) obecnie w bardzo trudnych warunkach, a echa sprawy odbijają się też na ciężarnych pacjentkach, zwłaszcza tych z powikłaniami. Tam wydarzył się dramat, który najlepiej, aby nigdy się nie zdarzył, choć tak naprawdę mógł zaistnieć w każdym innym szpitalu, na całym świecie – podkreśla dr Marcinek.

O co więc chodzi w tej sprawie? – O politykę, bo tragedia pani Doroty została upolityczniona. Zbliża się czas przedwyborczy i są osoby, które próbują żerować na cudzym nieszczęściu, chcąc „zmieniać prawo” (choć sprawa nie ma nic wspólnego z wyrokiem TK), a może także dyskredytować polską służbę zdrowia w oczach społeczeństwa – wskazuje dyrektor Szpitala im. Czerwiakowskiego. Co ważne, doświadczenie pokazuje, że przedwczesne odejście wód płodowych nie należy do rzadkości. Ultrarzadkie są natomiast przypadki śmierci z tego powodu. – Czy więc ci, którzy domagają się zliberalizowania przepisów dotyczących aborcji, są w stanie zagwarantować, że wtedy takie historie nie będą się zdarzały? Będą, bo zdarzały się także wtedy, gdy w Polsce aborcja była w pełni dozwolona. Zachowajmy więc rozsądek – apeluje dr Marcinek.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.