Co byśmy bez niej zrobili?

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 02/2024

publikacja 11.01.2024 00:00

Tych pacjentów spotkała podwójna tragedia. Gdy Rosja napadła na ich kraj, walka z chorobą nowotworową, którą toczyli, została brutalnie przerwana. Uciekali, by szukać nie tylko schronienia, ale i możliwości dalszego leczenia.

– Dla pani Uli mam w sercu ogromną wdzięczność – mówi Roman, który obecnie przebywa w szpitalu i po przeszczepie wraca do sił. – Dla pani Uli mam w sercu ogromną wdzięczność – mówi Roman, który obecnie przebywa w szpitalu i po przeszczepie wraca do sił.
Archiwum Fundacji „Podaruj Życie”

Wojenni uchodźcy, którzy przyjechali do Krakowa i na swojej drodze spotkali Urszulę Smok, w nieszczęściu mieli sporo szczęścia. Ula też kiedyś chorowała i w najtrudniejszym momencie, gdy jej szanse przeżycia były jak jeden do miliona (przeszła przeszczep szpiku kostnego, nie mając pełnej zgodności z dawcą), dostała mnóstwo wsparcia, także od zupełnie nieznajomych ludzi. Kiedy wyzdrowiała, czuła, że ma do spłacenia ogromny dług wdzięczności, i że musi zacząć pomagać innym, którzy też zmagają się z rakiem. W ten sposób w 2001 r. powstała Fundacja Urszuli Smok „Podaruj Życie” – Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami.

Wiosną 2022 r., kiedy w Ukrainie wybuchła wojna, U. Smok nie miała wątpliwości, że jest to czas, kiedy trzeba zrobić coś więcej. Coś, co nie będzie tylko chwilowym wyciągnięciem ręki do uchodźców z diagnozą onkologiczną, ale da im poczucie stabilizacji. – Wiedząc, że w roku 2023 będę obchodziła 25. urodziny (licząc od daty przeszczepu), postanowiłam pomóc 25 osobom, opłacając im – poprzez fundację – koszty leczenia w Polsce, podróży, przejazdów po Krakowie, a nade wszystko zapewniając dach nad głową i to, co jest niezbędne, by przetrwać, m.in. po przeszczepie szpiku kostnego – opowiada Ula.

Choć ostatecznie w projekcie wzięło udział nie 25, ale 10 pacjentów, to dla każdego z nich Ula stała się niczym dobry anioł, który na każdym kroku opiekuje się człowiekiem.

– Uciekłyśmy z małej miejscowości, leżącej pomiędzy Chersoniem a Mikołajewem. Przez miesiąc żyliśmy tam pod rosyjską okupacją, ukrywając się w piwnicy, nie mając wody ani jedzenia. Potem nasz dom został zbombardowany, straciłyśmy wszystko – opowiadają Olha i jej córka Irena. Olha od 2016 r. leczy się onkologicznie. – W Krakowie zamieszkałyśmy w Centrum Pomocy Ukrainie i zaczęłyśmy szukać szpitala, który mógłby pomóc mamie. Udało się – trafiłyśmy do Szpitala Uniwersyteckiego, a tam spotkałyśmy lekarkę, która mówiła po rosyjsku. My w ogóle nie mówiłyśmy jeszcze po polsku – opowiada Irena. Pani doktor zaproponowała Irenie przeszczep szpiku kostnego, ale to wiązało się z koniecznością znalezienia mieszkania i zapewnienia sterylnych warunków dla Olhi, bo mieszkanie w centrum, z 200 obcymi osobami, mogłoby ją zabić. – Nie miałyśmy na to pieniędzy, dlatego to był szok, gdy mama, będąc już w szpitalu, zadzwoniła do mnie, że zgłosiła się jakaś pani, która chce nam dać mieszkanie. Myślałyśmy, że może na kilka tygodni, a pani Ula zadeklarowała, że będzie nam pomagać przez rok! Dbała o nas, przynosząc nam także leki, żywność, owoce, kremy dla mamy, perukę, pościel, a nawet prezenty na święta – mama dostała ciepłą kurtkę, a moja córka – zabawki. Dodatkowo, gdy mama poczuła się lepiej, pani Ula zaprosiła nas na ciekawe wycieczki – mówi, nie kryjąc wzruszenia, Irena.

W projekcie uczestniczył też Roman, który przeszczep szpiku kostnego przeszedł kilkanaście dni temu, pod koniec grudnia. – Co byśmy bez pani Uli zrobili? Nic nie byłoby możliwe. Do Polski przyjechałem z mamą i bez tej pomocy, którą zaproponowała nam pani Ula, nie mielibyśmy za co żyć, mając 215 zł miesięcznie – opowiada. O istnieniu Uli dowiedział się w Szpitalu im. Rydygiera, gdzie zgłosił się z kompletem wyników badań przywiezionych z Ukrainy. – Oprócz możliwości dalszego leczenia dostałem też numer do fundacji. Panią Ulę mam serdecznie w sercu, inaczej nie potrafię tego wyrazić słowami – mówi Roman.

By pomysł można było realizować, Ula utworzyła zbiórkę w internecie, ale nie przynosiła ona wystarczających efektów. Konieczni byli darczyńcy i sponsorzy, którzy zrozumieją, że ta akcja ma sens. – Wsparcie zadeklarowali podopieczni fundacji (Dominik i Marek), którzy najlepiej znają potrzeby pacjentów onkologicznych. Nie dałabym jednak rady działać przez 1,5 roku bez zaangażowania Fundacji „Tauron” i Fundacji Banku PKO BP. Jestem bardzo wdzięczna za to okazane serce – zaznacza U. Smok.

Fundacja „Tauron” sfinansowała pokrycie kosztów związanych z wynajęciem mieszkań i zakupem żywności, a Fundacja Banku PKO BP – m.in. koszty leczenia, wyżywienia i podróży, bo niektórzy chorzy do Krakowa z Ukrainy przyjeżdżali tylko na wizyty kontrolne i badania. – Nie można skupiać się tylko na chorym, który po wyjściu ze szpitala wymaga pełnej, całodobowej opieki. Dlatego dodatkowym wsparciem otoczyliśmy ich bliskich, którzy przy nich byli. Gdy obserwowałam te rodziny, poruszyło mnie, jak bardzo były wdzięczne za każdy, nawet najmniejszy drobiazg, i jak bardzo krępowały się prosić o różne rzeczy – podkreśla U. Smok. By nadal pomagać uchodźcom, Fundacja „Podaruj Życie” potrzebuje kolejnych darczyńców – chętni mogą się do niej zgłaszać (www.podarujzycie.org).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.