Z makaronu, sznurków i papieru

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

Gdy ks. Bartosz Zaborowski ogłosił, że ma dla swoich parafian zadanie do wykonania, myślał, że wystarczy im kilka dni i będzie po sprawie. Pomylił się. Dla wielu cały Adwent trwał stanowczo za krótko.

	Makaronowa stajenka. Makaronowa stajenka.
Monika Łącka /Foto Gość

Pierwsza inspiracja, by zorganizować konkurs na najciekawszą, najpiękniejszą, własnoręcznie wykonaną szopkę bożonarodzeniową, pojawiła się dwa lata temu. Ksiądz Bartosz, wikariusz w parafii Matki Bożej Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych, udał się wtedy na wyprawę śladami św. Franciszka – najpierw do Asyżu, a potem, pieszo, do Greccio. Zobaczył, że w tej małej miejscowości, w której w 1223 r. Biedaczyna przypomniał światu o cudzie betlejemskiej nocy, można podziwiać niezwykłą wystawę szopek. – Pomyślałem, że ten temat warto drążyć. Okazją stał się rok 2023, gdy obchodziliśmy 800. rocznicę wydarzenia, jakie miało miejsce w Greccio, oraz 800. rocznicę ustanowienia Reguły św. Franciszka. Dodatkowo wiedziałem już, że w roku 2024 w naszej diecezji odbędzie się kongres eucharystyczny, a przecież dla Biedaczyny Eucharystia była najważniejsza. To wszystko ułożyło mi się w jedną całość – opowiada.

Początkowo wydawało się, że konkurs, który ogłosił mniej więcej w połowie listopada, „nie chwyta”. Pojawiały się pojedyncze prace, ale entuzjazmu jakoś nie było widać. Zaskoczenie było więc duże, gdy na ostatnią chwilę, tuż przed Bożym Narodzeniem, nastąpił wysyp szopek, a sporo osób narzekało, że czasu było za mało i że nie zdążyły ze wszystkim. – Ksiądz Bartosz „załatwił” nam Adwent, w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu – śmieją się Ania i Maciej Ligasowie, którzy wraz z dziećmi (Ewą, Zosią i Kubą) nad swoim szopkarskim arcydziełem spędzili dobrych kilka tygodni. – To była superprzygoda i każdy z nas ma w tej szopce jakiś swój element – dodają.

Jako że zawsze z zachwytem podziwiali szopki w kościołach bernardynów, zwłaszcza w Kalwarii Zebrzydowskiej, chcieli zrobić coś w podobnym stylu. Najpierw przetrząsnęli internet w poszukiwaniu inspiracji, a potem zaczęli projektować to, co rodziło się w głowach, oraz gromadzić materiały niezbędne do pracy. – Najwięcej czasu pochłonęło wykonanie muru ze styropianu, który – aby wyglądał na wiekowy – ubijaliśmy kamieniem i żłobiliśmy nożykiem – uchylają rąbka tajemnicy.

Agata Kurzyniec żartuje natomiast, że gdy wykonywała najtrudniejsze elementy ich rodzinnej szopki, wzorowanej na szopce krakowskiej, mąż i dzieci mieli jedno zadanie: by pomagać, nie przeszkadzając. – Dużo nocy poświęciłam i zrozumiałam, dlaczego krakowscy szopkarze mówią, że nad swoimi pracami siedzą nawet rok. Syn długo pewnie będzie pamiętał, jak stał ze mną w pasmanteriach, bo mama szukała, co by tu jeszcze kupić, by szopkę upiększyć. A tak naprawdę każde z nas dołożyło swoją cegiełkę, by osiągnąć ostateczny efekt – zapewnia.

Rodzina Eweliny Jurczak (mąż Grzegorz i czwórka dzieci) postawiła z kolei na szopkę ekspresową, wykonaną w trzy dni. – To były jednak bardzo intensywne dni, kiedy wszyscy razem siedzieliśmy przy stole, kiedy trwała burza mózgów i kiedy emocje aż kipiały, bo czas nas gonił. I za ten wspólnie spędzony czas bardzo jesteśmy ks. Bartoszowi wdzięczni – podkreśla E. Jurczak.

Zofia Pabin z córką Paulinką i synem Piotrusiem wymyślili szopkę niekonwencjonalną – makramową, którą wyplatali ze sznurka prawie przez miesiąc. W zdumienie wprawia również szopka podpisana przez 3,5-letnią Izę Popielicką (której, rzecz jasna, pomagali rodzice), zrobiona w 100-procentach z... makaronu. Na płatach lasagne stajenka i wszystkie postacie powstały m.in. z kokardek farfalle, kolanek penne czy nitek spaghetti.

Wśród szopek, które można oglądać na wystawie w domu parafialnym (oraz na www.krakow.gosc.pl), nie mogło zabraknąć także pracy ks. Bartosza. I nie jest to tradycyjna szopka, ale... kaplica wykonana z drewna, wzorowana na kaplicy z Doliny Chochołowskiej. Obok niej stoi zaś tabliczka z napisem: „Zajrzyj do środka, aby zobaczyć, jak dziś wygląda Boże Narodzenie”. Po otwarciu drzwiczek okazuje się, że wygląda ono tak, jak mówił św. Franciszek – dokonuje się na ołtarzu, podczas każdej Mszy św. W żłóbku na sianku leży więc hostia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.