Uczył odwagi, serce miał wielkie

Bogdan Gancarz

|

Gość Krakowski 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

Zmarły 9 stycznia ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski był „człowiekiem orkiestrą”. Najlepiej scharakteryzował się sam, w wierszu „Dziedzictwo”: „Otrzymałem w spadku ormiańską duszę /lwowski akcent /kresowy patriotyzm /ukraińską tęsknotę za Bogiem”.

Efektem przyjaźni z kard. Macharskim było napisanie pierwszej biografii, jaka ukazała się po śmierci hierarchy. Efektem przyjaźni z kard. Macharskim było napisanie pierwszej biografii, jaka ukazała się po śmierci hierarchy.
Monika Łącka /Foto Gość

Opiekował się najbardziej potrzebującymi, zabiegał o upamiętnienie ofiar ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich, a w ocenie spraw historycznych i aktualnych kierował się maksymą znanego pisarza Józefa Mackiewicza, że „jedynie prawda jest ciekawa”, za co nieraz dostawał po głowie.

Jego rodzina łączyła w sobie tradycje polskie, ormiańskie, a nawet ruskie. Polskie wnosił ojciec, czyli Jan Zaleski, pochodzący z Monasterzysk koło Buczacza filolog, wykładowca Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie, a ormiańskie – matka, Teresa z Isakowiczów Zaleska, polonistka, której rodzina pochodziła z Pokucia. Był także ślad ruski (ukraiński) w postaci pradziadka, księdza greckokatolickiego (kapłanów tego obrządku nie obowiązywał celibat).

Był pobożny już od dzieciństwa. Jako licealista brał udział w ruchu oazowym, a po maturze w 1975 r. został alumnem WSD w Krakowie. Jeszcze w tym samym roku, zgodnie z praktyką władz PRL, kleryk Zaleski został powołany do odbycia dwuletniej służby wojskowej w Brzegu. Odwiedzał go tam ks. Franciszek Macharski, wówczas rektor seminarium. Święcenia kapłańskie ks. Tadeusz otrzymał 22 maja 1983 r. w katedrze na Wawelu z jego rąk, już jako arcybiskupa i kardynała. W przyszłości doznał od niego wiele dobrego, a w 2018 r. napisał pierwszą po śmierci kardynała biografię „Franciszek od Brata Alberta”.

Od kombinatu do Radwanowic

Już od końca lat 70. ubiegłego wieku angażował się w działanie ruchów niezależnych. Od maja 1980 r. pod pseudonimem Jacek Partyka współredagował wydawane poza zasięgiem cenzury przez Chrześcijańską Wspólnotę Ludzi Pracy w Nowej Hucie pismo „Krzyż Nowohucki”. Współpracował też z krakowskim Studenckim Komitetem Solidarności oraz podziemną Solidarnością. W konsekwencji był represjonowany przez komunistyczną bezpiekę – w 1985 r. został dwukrotnie ciężko pobity przez funkcjonariuszy SB. Z kolei w 1988 r. udało mu się wejść na teren Huty im. Lenina, gdzie trwał strajk robotników. „Nieżyjący już dziś ks. Kazimierz Jancarz, wraz z jeszcze jednym księdzem, przedostali się 1 maja na teren huty i odprawili tam Mszę św. Ks. Jancarz przysłał później do mnie kuriera z wiadomością, że nie ma kapłana, który odprawiłby tam Mszę św. w święto 3 Maja oraz w dniu następnym, czyli w dniu św. Floriana, patrona hutników. Wszedłem do kombinatu na sfałszowaną przepustkę i odprawiałem Msze św. na różnych wydziałach. Nie mogłem jednak już swobodnie wrócić do domu. W nocy z 4 na 5 maja strajk rozbiło ZOMO. W czasie ataku, wyrwany ze snu, nie miałem nawet czasu ubrać butów. Uciekłem na suwnicę, ale milicjanci ściągnęli mnie stamtąd i jeszcze tej samej nocy przywieźli do kurii, podczas gdy ówczesny kanclerz, ks. Bronisław Fidelus, musiał potwierdzić na piśmie »odbiór« mojej osoby, niczym worka ziemniaków” – wspominał po latach ks. Tadeusz.

Najważniejszą formą niesionej przez niego z wielkim zaangażowaniem pomocy bliźnim była jednak działalność na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie. Jeszcze jako kleryk został uczestnikiem Ruchu „Wiara i Światło”, skupiającego takie osoby, ich rodziny oraz przyjaciół, a w 1987 r. wraz ze Stanisławem Pruszyńskim i Zofią Tetelowską założył Fundację im. Brata Alberta w podkrakowskich Radwanowicach, która utworzyła tam schronisko dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Z czasem fundacja rozszerzyła teren działania na cały kraj – obecnie prowadzi zarówno ośrodki pobytu stałego i warsztaty terapii zajęciowej, jak i środowiskowe domy samopomocy, dzienny dom seniora, dom pracy twórczej osób z niepełnosprawnościami i świetlicę opiekuńczo-wychowawczą.

Początki tego wszystkiego były zaś niezwykłe. Wielu bliskich osób niepełnosprawnych umysłowo myślało z niepokojem, co się stanie po ich śmierci z ich dorosłymi dziećmi. Ten niepokój pewnie by rósł, gdyby nie spotkanie w połowie lat 80. XX w. dwóch energicznych osób – młodego ks. Tadeusza i zaangażowanego w działalność dobroczynną S. Pruszyńskiego, pochodzącego z Wołynia inżyniera z hrabiowskim tytułem, krewnego Cieńskich, Czartoryskich i Dzieduszyckich. To on rzucił pomysł, że „niepełnosprawni umysłowo muszą mieć własny dom, dom z ogródkiem”. Szukali więc miejsca, gdzie taki dom mógłby powstać, jeżdżąc po Polsce rozklekotanym maluchem S. Pruszyńskiego. W 1986 r. hrabia wraz z żoną Anną z Morawskich oraz ks. Tadeusz zajechali z fasonem przed stary dwór w podkrakowskich Radwanowicach. Pytali kobietę pasącą krowy, gdzie tu mieszka dziedziczka. „To ja” – odpowiedziała Z. Tetelowska. „Było słoneczne, październikowe popołudnie. Pod dwór podjechał mały fiat, z którego wyszli jacyś państwo. Po paru słowach proszą, abym podarowała to wszystko na rzecz utworzenia domu dla sierot. Moje zdziwienie było ogromne” – wspominała po latach. Urok osobisty hrabiego Pruszyńskiego sprawił jednak, że w następnym roku podarowała cały majątek (dwór i 50 ha ziemi) na rzecz ustanowionej Fundacji Brata Alberta.

Prawdziwy sens życia

Ksiądz Zaleski miał talent do przekonywania dla działań fundacji dobrodziejów i współpracowników lub też opatrzność stawiała mu ich na drodze – np. „króla goździków”, czyli ogrodnika Władysława Godynia. „W czasie wizyty w moim biurze powiedział: »No, to przejdźmy do rzeczy« i z licznych kieszeni starego płaszcza wyciągnął kilka sporych rozmiarów woreczków nylonowych, zawierających zawrotną sumę pieniędzy. Uzyskał je ze sprzedaży obrazów ze swojej kolekcji. Wystarczyło na zbudowanie Domu Przyjaciół w stanie surowym” – opowiadał ks. Tadeusz.

Owocna była szczególnie współpraca z aktorką Anną Dymną, organizującą działania artystyczne, w które do dziś angażuje osoby z niepełnosprawnościami. „Był to dla niej nowy świat. Połknęła bakcyla, od razu włączyła się w przygotowywanie przedstawień teatralnych z udziałem osób niepełnosprawnych intelektualnie, powstał teatr Radwanek” – mówił ks. Tadeusz przy okazji 70. rocznicy urodzin aktorki.

Spotkanie, a potem współpraca z księdzem były dla niej ważnym doświadczeniem. „Dzięki takim ludziom świat idzie do przodu. Miałam szczęście, że go spotkałam. Bo rzeczywiście otworzył przede mną jakby zupełnie inne wartości. Poznał mnie z ludźmi, którzy nauczyli mnie patrzeć, gdzie jest prawdziwy sens życia. Przede wszystkim Tadek nauczył mnie odwagi. Pokazał, jak wściekłość i niezgodę na to, co się dzieje wokół, zamieniać w wartości. On to umiał świetnie robić. Ja się dzięki niemu też tego uczyłam” – napisała aktorka na swoim profilu w mediach społecznościowych po śmierci ks. Tadeusza.

Warto wspomnieć, że rozmaite działania ks. Tadeusza, także te w Radwanowicach, wspierał kard. Macharski. „Zawsze mogliśmy liczyć na kardynała. Uczestniczył w otwarciu wszystkich naszych placówek, nie odmawiał nigdy kontaktów z naszymi podopiecznymi. Nie zapomnę Wielkiego Tygodnia w roku 2000. Okradziono wówczas kasę fundacji z pieniędzy zebranych na kwestach. Gdy nasi podopieczni poszli w Wielką Sobotę do kardynała, dowiedział się od nich o tym bolesnym wydarzeniu. Jeszcze tego samego dnia zostałem wezwany do kurii. Podszedł do mnie sam kard. Franciszek i bez słowa wręczył mi grubą kopertę. Były w niej pieniądze, które ofiarowano mu na cele charytatywne z okazji 50. rocznicy jego święceń kapłańskich” – wiele razy przypominał tamtą chwilę ks. Tadeusz.

Korzystając z wiedzy na temat pracy w ośrodkach dla dzieci niewidomych i ich rodzin, prowadzonych przez siostry franciszkanki służebniczki Krzyża (jedna z nich – s. Miriam – była jego ciocią, bliźniaczą siostrą mamy), organizował wsparcie dla takich ośrodków na terenie Ukrainy. Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę współorganizował zaś pomoc dla ukraińskich uchodźców w Polsce. Jednocześnie angażował się mocno w upamiętnienie polskich, ormiańskich i czeskich ofiar ludobójstwa ukraińskiego na Kresach Wschodnich. Podkreślał, że bez tego upamiętnienia oraz godnego pochówku ofiar nie może być mowy o prawdziwym, a nie deklaratywnym pojednaniu polsko-ukraińskim.

Dobry i bezkompromisowy

Pamiętając o swoich ormiańskich korzeniach, zaangażował się w duszpasterstwo ormiańskokatolickie na terenie Polski. Był m.in. proboszczem parafii św. Grzegorza Oświeciciela dla Polski Południowej, mieszczącej się przy kościele Świętej Trójcy w Gliwicach. Dla symbolicznego podkreślenia swoich związków do nazwiska ojca dodał jako drugi człon ormiańskie nazwisko matki. Starał się też m.in. o upamiętnienie na terenie Polski ludobójstwa Ormian, dokonanego w 1915 r. przez Turków. Jego krewnym był Izaak Mikołaj Isakowicz (1824–1901), katolicki arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego.

Ksiądz Zaleski był bezkompromisowy nie tylko w stawianiu prawdy na pierwszym miejscu jako warunku pojednania polsko-ukraińskiego. Uważał, że kryterium prawdy powinno być stosowane także w przypadku rozwiązywania trudnych spraw w Kościele, m.in. przypadków współpracy niektórych przedstawicieli duchowieństwa z komunistycznym aparatem represji oraz przypadków pedofilii. Owocem jego badań historycznych była książka „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” (2007), gdzie ujawniono m.in. donosy na kard. Karola Wojtyłę i kard. Franciszka Macharskiego. Duchowny zaznaczał przy tym, że nie kierowało nim w przypadku tych badań pragnienie zemsty. Większość duchowieństwa krakowskiego była, według niego, ofiarami inwigilacji i prześladowań. Jedynie 10 proc. nie wyszło z tej próby zwycięsko.

Kapłan został wyróżniony licznymi odznaczeniami i wyróżnieniami, m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Nagrodą Literacką im. Józefa Mackiewicza, tytułem Kustosza Historii. We wspomnieniach pośmiertnych podkreślano jego cechy nadzwyczajne. „Zdarzało się, że zbyt szybko wydawał osądy, może nawet czasem błądził w swojej pasji docierania do prawdy, ale to wszystko nie przesłania tego, co najważniejsze – miał wielkie serce dla potrzebujących. Zresztą nie potrafił inaczej reagować na niedostatki, dziejące się zło czy hipokryzję, jak stawać po stronie słabszych” – napisał na swoim profilu facebookowym bp Damian Muskus, którego wyznaczono do przewodnictwa (18 stycznia w kościele w Radwanowicach) Mszy św. pogrzebowej ks. Tadeusza.

Znający dobrze ks. Tadeusza ks. Witold Kowalów, kapłan archidiecezji krakowskiej posługujący od 1992 r. w Ostrogu na Wołyniu, dopatruje się zaś w postaci zmarłego cech świętości. Napisał m.in. takie słowa: „Czy ktoś odważy się powiedzieć santo subito? Tak – święci się kłócą, niekiedy są nieposłuszni, mówią prawdę, są niewygodni... Po owocach ich poznajemy. Ks. Tadeusz nie tylko kontynuował dzieło św. Brata Alberta i kard. Franciszka Macharskiego, ale był prorokiem naszych czasów...”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.