Biskupi, uczeni, artyści, literaci, lekarze, społecznicy, przedsiębiorcy i politycy, żyjący w Krakowie od XVIII do połowy XX wieku, zostali pasjonująco opisani w wydanej niedawno książce dr hab. Ewy Danowskiej.
Tak pod koniec życia wyglądał zasłużony dla Krakowa prymas Królestwa Polskiego Jan Paweł Woronicz.
Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Autorka nie ograniczyła się do suchych danych biograficznych. „Wiele z tych osób zasłynęło dzięki swej działalności i zasługom, ale nieliczni znają ich nietuzinkowe charaktery, zamiłowania, ciekawostki z ich życia, sensacje, skandale czy dziwactwa” – pisze autorka. Co ciekawe, większość z 40 bohaterów książki nie urodziła się w Krakowie. Byli krakowianami z wyboru. Na świat przychodzili zaś czasem blisko, a czasem z dala od podwawelskiego grodu, m.in. w: Bieganowie pod Miechowem, Braszowie w Siedmiogrodzie, Goszcznie, Kętach, Limanowej, Mielcu, Nowym Sączu, Rogowie, Tajkurach na Wołyniu, Tarnowie, Tuligłowach, Śląsku Cieszyńskim, Xaverovicach, Warszawie, Wilnie, wielkopolskim Żninie. Również umierali czasami z dala od miasta, z którym byli niegdyś związani, np. w Bystrej Śląskiej, podwileńskich Jaszunach, Krzysztoforzycach, Miami na Florydzie, Nowym Jorku, Nowoszycach na Polesiu, Tošonovicach, Wiedniu.
Długą drogę do Krakowa przeszedł m.in. Jan Paweł Woronicz. Urodzony w 1757 r. na Wołyniu, został księdzem. Pracę duszpasterską łączył z zainteresowaniami literackimi. Stał się z czasem niepoślednim poetą, wzmiankowanym w historii literatury polskiej. Miał już lat blisko 60, gdy w 1816 r. został biskupem krakowskim. Przez 12 lat pobytu pod Wawelem „pokochał Kraków, a przez mieszkańców był szanowany”. Dążył do przywrócenia biskupstwu dawnej świetności. W Pałacu Biskupim przy ul. Franciszkańskiej założył muzeum zwane Gabinetem Historycznym. Stanisław Kijeński określił go niegdyś „biskupem prawdziwie kościelnego i apostolskiego ducha”.
Od jesieni 1828 r. był arcybiskupem warszawskim, prymasem Królestwa Polskiego. O Krakowie jednak nie zapomniał. Autorka książki zaznacza, że będąc w Warszawie, często powtarzał: „Pochowajcież mnie na tym gorcu naszym, Wawelu”. Na marginesie jako ciekawostkę można dodać, iż to on jako pierwszy nazwał Wawel polskim Akropolis. Jego wola została spełniona. Zmarł w Wiedniu w grudniu 1829 r. i pochowano go na początku stycznia następnego roku w katedrze wawelskiej.
Inny z bohaterów książki, prof. Fryderyk Hechel (1818−1851), był lekarzem, znawcą medycyny sądowej, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, pamiętnikarzem. W pamięci współczesnych zapisał się nieubłaganą walką z pijaństwem. „W roku 1844, uznawanym za apogeum pijaństwa w Galicji, wydał Hechel w Krakowie, w drukarni Stanisława Gieszkowskiego, książkę »O pijaństwie, o jego szkodliwych skutkach i o środkach zapobieżenia onemu”. Rozdawano ją za darmo, ale nie wszyscy chętnie brali. „Podobno pod jej wpływem, niekiedy za namową proboszczów, chłopi grzebali w mogiłach flaszki z okowitą, ale gdy zapał abstynencji opadł, dokonywali ich ekshumacji w celach konsumpcyjnych” – pisze autorka. Co ważne, prof. Hechel nie walczył z plagą pijaństwa z wydumanych powodów. Alkoholizm ojca zniszczył życie materialne i duchowe rodziny Hechla. Poza tym był on wstrząśnięty medycznymi i społecznymi skutkami pijaństwa. – Ta plaga od dawna toczyła Kraków i okolice. Wybitny historyk prof. Władysław Konopczyński wspominał, że wyszynk napojów alkoholowych w Krakowie „przybrał po roku 1775 potworne rozmiary”. Razem było 390 miejsc sprzedaży, po jednym wyszynku na 25−26 mieszkańców – przypomina Jarosław Kazubowski, krakowski historyk sztuki i publicysta.
Wzruszające było przywiązanie do Krakowa adwokata Klemensa Bąkowskiego (1860−1938). Znał tu każdy kąt i poświęcił miastu liczne publikacje historyczne. Jego „Dzieje Krakowa” przez wiele lat były podstawowym opracowaniem do historii podwawelskiego grodu. Współzałożyciel Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa zapisał mu w testamencie swoją kamienicę Krauzowską przy ul. św. Jana 12, gdzie miłośnicy przeszłości miasta gromadzą się do dziś. Towarzystwo odwdzięczyło mu się patronatem przyznawanej przez siebie nagrody, a miasto Kraków – nazwaniem jego nazwiskiem jednej z ulic. Z prawniczą dokładnością wydał dyspozycje co do swego pogrzebu. „Nie życzył sobie żadnych mów pogrzebowych, ale przy wyprowadzaniu zwłok chciał odegrania przez kilkanaście wiolonczel marsza pogrzebowego Chopina” – wspomina Ewa Danowska. Szkoda, że nie dodała, iż źródłem pasji muzycznych pana mecenasa było śpiewanie w czasach studenckich od 1879 r. w męskim Krakowskim Chórze Akademickim przy Uniwersytecie Jagiellońskim.
Niech omówienie kilku sylwetek krakowian nakreślonych przez autorkę książki zachęci czytelników do przeczytania jej w całości.
Ewa Danowska, „Krakowskie Silvae Rerum. Szkice o ludziach.”, Wydawnictwo Universitas, ss. 264.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.