To dar dla Polski

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

O promieniowaniu świętości i zmaganiu o kształt naszego kraju, które wciąż trwa, opowiada ks. Andrzej Scąber, referent ds. kanonizacyjnych archidiecezji krakowskiej, delegat arcybiskupa krakowskiego w procesie beatyfikacyjnym sługi Bożego ks. Michała Rapacza.

W tym miejscu został zamordowany kapłan męczennik. W tym miejscu został zamordowany kapłan męczennik.
Ks. Ireneusz Okarmus /Foto Gość

Monika Łącka: 24 stycznia papież Franciszek podpisał dekret umożliwiający beatyfikację ks. Michała Rapacza, męczennika komunizmu. To błogosławiony na nasze czasy?

Ks. Andrzej Scąber: Zdecydowanie tak, jednak aby to dostrzec, trzeba znać historię, która tworzyła i tworzy nas jako naród polski. Niestety, młode pokolenie ma z tym problem, a bez znajomości czasów, w których zginął ks. Rapacz, może być trudno zrozumieć to, co się stało w nocy z 11 na 12 maja 1946 r. Podczas II wojny światowej jednoczyło nas pragnienie oswobodzenia się spod niemieckiej i rosyjskiej okupacji. Po wojnie zaś nastąpił tragiczny w skutkach podział – Polacy stanęli naprzeciw siebie, mając dwie różne wizje przyszłości naszego kraju. Jedni uważali, że zmiany społeczno-polityczne powinny dokonywać się w oparciu o system komunistyczny, socjalistyczny. Drudzy stanowczo się temu sprzeciwiali, mówiąc, że Polska ma być wolna, co oznaczało odcięcie się od wpływów zewnętrznych (m.in. Rosji).

Do tych drugich należał ks. Rapacz, który nauczał, iż nie ma wolnej Polski bez Boga i Kościoła katolickiego.

Był proboszczem w Płokach, małej miejscowości, która po wojnie opowiedziała się za komunistycznymi wartościami, a on mówił temu zdecydowane „nie”. Jednocześnie ci, którzy chcieli Polski komunistycznej, nie byli dla niego wrogami! Ks. Michał w każdym widział przede wszystkim człowieka, który został mu powierzony przez Boga i za którego ma się modlić. Gdy zginął, powszechnie mówiło się, że został zamordowany święty kapłan, bo to promieniowanie jego świętości było dla wielu wręcz namacalne. Nie bez powodu, gdy rozeszła się wiadomość o śmierci tego księdza, wiele osób pobiegło na miejsce zbrodni, by zamoczyć chusteczkę w jego krwi.

Ówczesne władze miały jednak kłopot z tym „promieniowaniem świętości”, jak również z tym, aby głośno przyznać, że ks. Rapacza zabili komuniści – Polacy i że niektórzy z nich byli parafianami ks. Michała. Zmaganie o kształt Polski trwało długie lata, dlatego rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym było możliwe dopiero w roku 1993. Osobiście widzę palec Boży w tym, iż wszystko kończy się właśnie teraz, w roku 2024.

Dlaczego?

Ponieważ Bóg daje nam człowieka, który może być patronem spraw wymagających pojednania i przebaczenia. Daje nam go w momencie, w którym – blisko 80 lat od śmierci ks. Rapacza – niejako wróciliśmy do punktu wyjścia. Dziś, po ostatnich wyborach parlamentarnych, znów trwają zmagania o kształt Polski, która kolejny raz w swojej historii jest mocno podzielona. Podziały się pogłębiają, a my jesteśmy nimi coraz bardziej zmęczeni. Na tyle, że powinniśmy w końcu powiedzieć: „Już dość, pojednajmy się, przestańmy skakać sobie do oczu”. Wierzę, że Pan Bóg daje nam różne znaki, a człowiek może je przyjąć albo odrzucić. Wierzę również, że właśnie po to Bóg daje nam dzisiaj w darze zgodę na beatyfikację ks. Rapacza. Powtórzę więc: to jest błogosławiony na nasze czasy, takich postaci nam trzeba. Trudno jest mi natomiast uwierzyć, że Polacy będą umieli ten dar docenić, zrozumieć wezwanie do pojednania i usłyszeć, jak ks. Michał do nas przemawia.

Przez wszystkie lata, gdy zajmował się Ksiądz procesem ks. Rapacza, „zaprzyjaźniliście się” duchowo? Zrodziła się niewidzialna nić porozumienia?

Dochodzenie na szczeblu diecezjalnym rozpoczął w 1993 r. ks. Stefan Ryłko CRL, jednak watykańska Kongregacja ds. kanonizacyjnych z powodu braków formalnych i merytorycznych nie uznała ważności tego procesu. Odesłano sprawę do Polski, do kard. Franciszka Macharskiego. Na nowo podjął ją dopiero kard. Stanisław Dziwisz i w 2006 r. dostałem ją „w spadku” po moim poprzedniku. Zostałem niejako „skazany” na ks. Michała. Prowadzenie procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych to moja pasja, jednak oprócz przygotowania merytorycznego zawsze coś musi mnie uderzyć w danym kandydacie na ołtarze. Ten ktoś musi mnie do siebie przekonać. Ks. Rapaczowi to się udało.

W jaki sposób?

Dwojaki. W pierwszej kwestii myślę, że mógłbym postępować tak samo. Ks. Michał chciał służyć wszystkim ludziom i o wszystkich się troszczył, bez względu na to, jakie były ich wyznanie (a w Płokach nie brakowało np. świadków Jehowy) i stosunek do Kościoła (komunistów też nie brakowało). On nie dzielił ludzi na wierzących i niewierzących, na tych, którzy byli życzliwi dla swojego proboszcza, i tych, którzy jawnie źle o nim mówili. Każdemu chciał towarzyszyć w jego drodze do zbawienia. Mówił, że można nie rozumieć ateisty, ale trzeba się za niego modlić.

Prowadził nawet specjalną księgę – spis parafian.

Nazwał ją Liber Animarum. W tej księdze miał opisane wszystkie rodziny z parafii (każdą na osobnej kartce), nie tylko te katolickie, które dziś pewnie odwiedzalibyśmy, chodząc po kolędzie. Każdego wieczoru modlił się przed Najświętszym Sakramentem za jedną z tych rodzin – także za tych, którzy byli wrogami Kościoła. Tę modlitwę często kończył, odprawiając Drogę Krzyżową lub leżąc krzyżem.

Możliwe więc, że modlił się również za tych, którzy potem go zabili?

Mieszkańcy Płok znali nazwiska morderców ks. Rapacza, to nie była tajemnica. Tyle tylko, że sprawa nigdy nie została podjęta przez żaden sąd. Wiadomo, że część (nie wszyscy!) z tych ponad 20 osób, które nocą z 11 na 12 maja 1946 r. przyszły uzbrojone do domu ks. Michała, to byli jego parafianie. I tu dochodzimy do drugiej sprawy, która mnie w ks. Rapaczu uderzyła. W tej kwestii podziwiam go, choć nie sądzę, abym był gotowy na takie poświęcenie.

Bo ks. Michał wiedział, że został na niego wydany wyrok, a mimo to nie uciekł…

Właśnie. Kilka tygodni przed śmiercią został ostrzeżony [o zamiarze zamordowania ks. Rapacza mówiono otwarcie podczas zebrania Polskiej Partii Robotniczej w Trzebini, poinformował go o tym jeden z uczestników spotkania – przyp. M.Ł.], więc miał prawo pojechać do swojego biskupa i zapytać, co ma zrobić w takiej sytuacji – czy ma się ukryć, wyjechać, czy może lepiej, aby dostał przeniesienie na inną parafię, bo przecież życie ludzkie ma największą wartość. A on powiedział, że „choćby miał zginąć, to nie pozostawi swoich owiec”. I nie zostawił. Mówił też, że „choćby miał trupem paść, nie zaprzestanie tej Ewangelii głosić i nie wyrzeknie się własnego krzyża”. Wiemy, że kiedy został wyprowadzony przez grupę komunistycznych bojówkarzy do pobliskiego lasu plebańskiego (wcześniej znęcano się nad nim na plebanii), jego siostra, uwięziona w budynku, usłyszała jeszcze ostatnie słowa brata: „Ojcze, bądź Twoja wola”. Zginął od dwóch strzałów z rewolweru.

Historia ks. Rapacza nasuwa skojarzenia z historią bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Obaj upominali się o prawdę i byli wierni Kościołowi. Ks. Rapacz twardo bronił zasad wiary katolickiej, będąc bezwzględnie posłusznym księciu kardynałowi Adamowi Sapiesze. To właśnie kard. Sapieha powiedział, aby wyraźnie pokazywać ludziom, iż nie tędy droga – że nie wolno m.in. dopuszczać do funkcji chrzestnego ludzi należących do partii komunistycznej i że nie wolno odprawiać pogrzebów ludzi deklarujących tę przynależność oraz brak wiary w Boga. Oba procesy beatyfikacyjne napotykały też na problemy i były prowadzone w bardzo trudnych warunkach, bez żadnej taryfy ulgowej, aby w pełni wyjaśnić okoliczności śmierci tych kapłanów w celu udowodnienia męczeństwa za wiarę.

Ponowny proces rozpoczął się w 2006 r. i trwał aż 18 lat. Co działo się w tym czasie?

Nowy trybunał, któremu przewodniczyłem, a także nowa komisja historyczna ponownie dokonały analizy życia ks. Rapacza oraz oceny jego pism teologicznych. Zostało też przesłuchanych kilku dodatkowych świadków na okoliczność wydania opinii męczeństwa. Do akt sprawy dołączono również opinię Instytutu Pamięci Narodowej, badającego zbrodnie przeciw narodowi polskiemu. Tak przygotowaną dokumentację abp Marek Jędraszewski wysłał do Rzymu, do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Ważność procesu diecezjalnego kongregacja potwierdziła w marcu 2018 r. Można więc było przygotować dokument końcowy, czyli Positionis super martyrio. Następnie poszczególne gremia Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych (posiedzenie konsultorów historyków, kongres konsultorów, kongregacja zwyczajna kardynałów i biskupów) uznały, że śmierć została zadana ks. Michałowi Rapaczowi z nienawiści do wiary. Potwierdził to dekret podpisany przez papieża Franciszka. W procesie zostały więc obalone zarzuty stawiane przez osoby, które chciały mu zaszkodzić i sugerowały, że motyw zabójstwa był inny. Nie znalazło to jednak potwierdzenia w żadnych dokumentach.

Po podpisaniu dekretu przez papieża w Płokach rozpoczęło się pewnie radosne oczekiwanie na ogłoszenie daty beatyfikacji?

Nie do końca. Wielu mieszkańców Płok jest bowiem spokrewnionych z tymi, którzy dokonali morderstwa. Dla nich to, co będzie się teraz działo, to trudna sytuacja, która oznacza rozdrapywanie niezabliźnionych ran. One na nowo zaczną krwawić. Trudno się dziwić, że ludzie tę decyzję o beatyfikacji przyjmują, ale entuzjazmu po nich nie widać, mimo że oczywiste jest, iż ani dzieci, ani wnukowie morderców ks. Rapacza nie ponoszą żadnej moralnej winy za czyny swoich przodków. Dobrze więc, że ks. Rapacz będzie patronem przebaczenia i pojednania, które są tak bardzo potrzebne w Płokach i nie tylko. Wszak w okolicy w odstępie kilku miesięcy zostało zamordowanych jeszcze dwóch innych kapłanów.

Co roku, w rocznicę śmierci ks. Rapacza, w Płokach odprawiane były jednak uroczyste Msze św.

Połączone najczęściej z bierzmowaniem tamtejszej młodzieży, dla której sługa Boży ks. Michał Rapacz powinien być nauczycielem wiary. Problem w tym, że w rocznicowych Mszach św. uczestniczyli w większości mieszkańcy okolicznych miejscowości, czy nawet Cieszyna i Śląska, a nie samych Płok. Płoki muszą zmierzyć się z tym, co się wydarzyło, dlatego zarówno na nas, kapłanach, jak i na dziennikarzach katolickich spoczywa obowiązek szukania prawdy i strumieni pojednania, pokazywania świętości ks. Rapacza jako dobrego pasterza, który padł w środku swej owczarni.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.