Daj żyć!

Monika Łącka

|

Gość Krakowski 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

W polskiej bazie potencjalnych dawców szpiku kostnego zarejestrowanych jest 169 tys. osób z Małopolski, z czego 1197 zostało dawcami faktycznymi. To kropla w morzu potrzeb, bo w Polsce co 40 minut ktoś słyszy diagnozę: nowotwór krwi.

Łukasz Maziarka (po prawej) zarejestrował się jako potencjalny donator podczas akcji na Piaskach Nowych. Łukasz Maziarka (po prawej) zarejestrował się jako potencjalny donator podczas akcji na Piaskach Nowych.
Monika Łącka /Foto Gość

Zazwyczaj zaczyna się niewinnie – od trwającego trochę za długo zmęczenia, osłabienia, gorszego samopoczucia. Te objawy często bagatelizujemy, mówiąc, że za dużo pracujemy, że złapaliśmy jakąś infekcję, że dopadło nas zimowe przesilenie. A prawda bywa brutalna i bardzo podstępna. Gdy lekarze ją odkrywają, trzeba rozpocząć chemioterapię, bo jeszcze chwila, a na ratunek będzie za późno. Tylko w 25 proc. przypadków dawcą szpiku kostnego dla chorego (jeśli przeszczep jest konieczny) może być ktoś z rodziny. Gdy wśród najbliższych nie ma zgodności genetycznej, to tzw. bliźniaka genetycznego trzeba szukać wśród osób niespokrewnionych, a to jest porównywane przez specjalistów do szukania igły w stogu siana. Z pomocą przychodzą wtedy akcje rejestracji potencjalnych dawców szpiku kostnego, dedykowane konkretnemu pacjentowi i organizowane przez Fundację DKMS m.in. w szkołach, parafiach, centrach handlowych czy podczas różnych imprez plenerowych.

Zarejestruj się 10 marca

Dzięki takim akcjom jesienią 2023 r. udało się znaleźć dawcę szpiku kostnego dla Mai Wierzchowskiej, która o tym, że ma ostrą białaczkę szpikową, dowiedziała się, będąc w 23. tygodniu ciąży. Zrobiła rutynowe badania, które wykonuje każda mama czekająca na narodziny dziecka, a ich wyniki zaniepokoiły lekarzy, dlatego zlecili dalszą diagnostykę. Po niej medycy mieli podwójnie trudne zadanie, bo trzeba było ratować nie tylko życie Mai, ale także małej Emi, która „była na pokładzie” i która chciała walczyć razem z mamą. Chemia nie mogła jej zabić, bo Maja zdecydowała, że priorytetem jest dla niej życie córeczki, która przyszła na świat w 29. tygodniu ciąży, a jej mama mogła wtedy zacząć bardziej agresywne leczenie, czekając na kogoś, kto podzieli się z nią szpikiem kostnym i uratuje jej życie. Dla Mai i dla innych chorych podczas akcji stacjonarnych zarejestrowało się 478 potencjalnych dawców szpiku kostnego, a kolejnych 200 zamówiło pakiet rejestracyjny przez internet.

Na początku stycznia tego roku media społecznościowe znów obiegła wiadomość, która dotarła na krańce Polski, że potrzebna jest kolejna wielka mobilizacja. Do Szpitala Uniwersyteckiego z ostrą białaczką szpikową trafił bowiem dr Piotr Sołtysiak – znany i ceniony krakowski lekarz, chirurg dziecięcy i specjalista USG, który od lat z pasją pomagał innym i ratował im życie. Za serce, które dawał pacjentom, został wyróżniony tytułem Miłosiernego Samarytanina Roku 2022. Doktor Piotr jeszcze w grudniu biegał, przygotowując się do startu w kolejnym maratonie. Dopiero dwa tygodnie przed Bożym Narodzenie poczuł się nieco gorzej, ale zrzucał to na przemęczenie i na infekcję, którą zaraził się od najmłodszej córki. W końcu zrobił morfologię, a gdy zobaczył wyniki, zrozumiał, co się dzieje. Spakował się i powiedział żonie Sylwii, że jedzie na SOR. Dziś jest już po drugim cyklu ciężkiej chemioterapii i powoli odzyskuje siły – na tyle, że m.in. gra z dziećmi w wirtualne szachy i dzięki wideopołączeniom je z rodziną kolację. Z bliskimi nie może spotkać się twarzą w twarz, bo od 2 stycznia przebywa w izolatce. Jego układ odpornościowy został „wyzerowany”, a to oznacza, że zabić mógłby go nawet zwykły katar. Jak mówi, myśl o żonie i dzieciach, jak również wiara w Boga są największymi motywacjami do walki z chorobą, która spadła na niego jak grom z jasnego nieba i wywróciła życie do góry nogami. Sylwia Sołtysiak cały czas rozsyła więc prośbę o modlitwę za męża i organizuje kolejne akcje rejestracji potencjalnych dawców szpiku, apelując, by zgłaszało się na nie jak najwięcej osób. Wśród nich może być bowiem ktoś, kto pomoże Piotrowi przeżyć starcie z białaczką. Może być też ktoś, kto pomoże innym chorym, walczącym z ciężką chorobą układu krwiotwórczego.

Do tej pory, dzięki Fundacji DKMS, odbyło się 6 takich akcji (w 3 krakowskich parafiach, w sanktuarium w Myślenicach i 2 centrach handlowych), podczas których udało się zarejestrować 413 osób. Kolejne zaplanowane są na 10 marca w sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach, w parafii Miłosierdzia Bożego na os. Oficerskim i w parafii św. Marcina w Krzeszowicach.

Metody są dwie

– Na całym świecie co 27 sekund, a w Polsce co 40 minut ktoś dowiaduje się, że ma nowotwór krwi. Dla wielu pacjentów przeszczep szpiku będzie jedyną szansą na wyleczenie. Jeszcze kilka lat temu co drugi pacjent nie mógł znaleźć swojego dawcy, teraz – co piąty. Te liczby pokazują, jak ważną kwestią jest promowanie idei dawstwa szpiku kostnego – zaznacza Patrycja Krajewska, koordynator ds. rekrutacji dawców w Fundacji DKMS, odpowiedzialna m.in. za akcje dedykowane P. Sołtysiakowi.

Fundacji w całej Polsce udało się zarejestrować 1 925 949 potencjalnych dawców, z czego faktycznymi dawcami zostało 13 tys. osób. W samym tylko Krakowie w bazie zarejestrowanych jest 48,5 tys. osób, 365 zostało dawcami.

Jedną z nich jest Łukasz Różycki, który zarejestrował się, bo chciał pomagać innym. 5 lat później zadzwonił telefon, a głos po drugiej stronie słuchawki zapytał, czy podtrzymuje on chęć oddania szpiku dla kogoś, kto walczy o życie. – Nie wahałem się ani chwili. Musiałem tylko przejść przez szczegółowe badania, które prześwietliły stan mojego zdrowia, a gdy nadszedł dzień „zero”, przez 4 godziny leżałem na wygodnym fotelu – uśmiecha się Łukasz. – Krew pobierana z żyły jednej ręki przepływała przez separator i wracała do żyły drugiej ręki, więc nie straciłem ani kropli. Jeszcze tego samego dnia poszedłem do pracy. Za chwilę minie 5 lat od tamtego wydarzenia, a ja nadal czuję radość i wzruszenie, że dałem komuś szansę na powrót do zdrowia. Komuś, czyli 40-letniej wówczas kobiecie mieszkającej w Austrii – opowiada Ł. Różycki.

Potencjalni dawcy szpiku są rejestrowani w bazie kraju, w którym mieszkają, ale jednocześnie trafiają do bazy międzynarodowej, bo może się okazać, że genetyczny bliźniak znajduje się gdzieś na drugim końcu świata. – Jeśli jest taka potrzeba, Fundacja DKMS pokrywa wszelkie koszty związane z dojazdem dawcy na badania i do miejsca oddania szpiku – podkreśla P. Krajewska i zapewnia, że bezpłatne jest również zarejestrowane się w bazie, jednak dawca może wpłacić dobrowolny datek, którzy wesprze działalność DKMS.

Patrycja Krajewska obala również mity związane z procedurą oddania szpiku. – Metody są dwie i obie są bezpieczne dla dawcy. W 90 proc. przypadków komórki macierzyste pobiera się z krwi obwodowej tak, jak to było u pana Łukasza, przy czym dawca przez 4 dni przed pobraniem dostaje podskórne zastrzyki, które mają za zadanie przemieścić te komórki ze szpiku do krwi obwodowej. W 10 proc. przypadków pobranie następuje z talerza kości biodrowej, a zabieg odbywa się w znieczuleniu ogólnym – wyjaśnia, a szczegółowe informacje można znaleźć na www.dkms.pl.

Dużo osób, rejestrując się w bazie dawców, pyta, dlaczego u jednych pacjentów przeszczep szpiku jest niezbędny, a u innych nie. – Są bowiem takie typy ostrej białaczki szpikowej, wynikające z charakterystyki genetycznej czy też molekularnej nowotworu, jak również takie typy innych nowotworów hematologicznych (np. chłoniaków, nowotworów mieloproliferacyjnych, powodujących samoistne włóknienie szpiku), co do których mówimy, że są chorobami wysokiego ryzyka. To oznacza, że zastosowanie chemioterapii oraz immunoterapii doprowadzi do remisji choroby, czyli całkowitego wyczyszczenia szpiku oraz krwi z komórek nowotworowych, ale wiemy, że ona powróci. I powraca, lecz nie da się podawać pacjentowi kolejnych i kolejnych cykli chemioterapii, bo one, niszcząc chorobę, niszczą też organizm. I wtedy konieczne jest przeszczepienie, które może przerwać łańcuch remisji i progresji – tłumaczy prof. Tomasz Sacha, p.o. kierownika Oddziału Klinicznego Hematologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Mówi też, że oddanie choremu komórek macierzystych jest unikatowym zjawiskiem w medycynie i transplantologii, bo nie powoduje żadnego uszczerbku dla zdrowia dawcy, a pozwala uratować czyjeś życie.

Marzenie: 11 tys. dawców

Dla chorych z oddziałów hematologicznych, ale także dla wielu innych pacjentów (onkologicznych, kardiologicznych czy np. będących po ciężkich wypadkach) szansą na przeżycie są też transfuzje krwi, czyli leku, którego nie da się wyprodukować ani kupić w żadnej aptece. Problem w tym, że w krakowskim banku od dłuższego czasu są duże niedobory w zapasach tego życiodajnego płynu. – W czasie pandemii wydawaliśmy ok. 7 tys. jednostek krwi miesięcznie. W ubiegłym roku było to już 9 tys. jednostek, a tylko w styczniu tego roku małopolskie szpitale poprosiły o 10,2 tys. jednostek krwi. Dla nas to oznacza, że musimy zdobyć nawet o tysiąc dawców więcej miesięcznie niż do tej pory. Dlatego ciągle apelujemy o oddawanie krwi i prosimy o współpracę media oraz dziennikarzy. Nie da się jednorazowo uzupełnić braków, bo krwi nie można przechowywać przez zbyt długi czas – mówi Beata Mazurek, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Krakowie.

Zwiększone zapotrzebowanie na krew wynika m.in. z tego, że szpitale przeprowadzają coraz więcej bardzo skomplikowanych operacji, wymagających zabezpieczenia jej zapasów. – Oddając 450 ml krwi, możemy pomóc aż 3–4 pacjentom, którzy mają różne wskazania do przetoczenia. Z pełnej krwi preparujemy koncentrat krwinek czerwonych, koncentrat krwinek płytkowych oraz osocze – wyjaśnia B. Mazurek i dziękuje wszystkim, którzy odpowiadają na esemesy rozsyłane przez RCKiK do krwiodawców (w Małopolsce jest ich ok. 56 tys., ale tylko część z nich regularnie oddaje krew) z prośbą o donację, oraz tym, którzy włączają się w nagłaśniane przez media akcje. – Naszym marzeniem jest, by każdego miesiąca w całym województwie krew oddawało 11 tys. osób, bo wtedy moglibyśmy stworzyć rezerwę, która zapobiegałaby niedoborom koncentratu krwinek czerwonych. Krwiodawcy mogą liczyć na konkretne bonusy, ale najważniejsze są ofiarność i satysfakcja, bo swoją krwią ratujemy komuś życie – podkreśla B. Mazurek.

Adresy oddziałów RCKiK w Krakowie oraz szczegóły dotyczące donacji znajdują się na www.rckik.krakow.pl.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.