Jerozolima tu i teraz

Magdalena Dobrzyniak

|

Gość Krakowski 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

„Ostatnie dni Jezusa” to nieoczywisty przewodnik, którego autorzy szukają odpowiedzi na pytanie o to, jak wyglądało życie codzienne w miejscu męki Zbawiciela dwa tysiące lat temu.

Tę panoramę świętego miasta zna każdy pielgrzym. Tę panoramę świętego miasta zna każdy pielgrzym.
Magdalena Dobrzyniak /Foto Gość

Każdy, kto był w Jerozolimie, zna to niezwykłe doświadczenie. Nie chodzi o to, by zobaczyć Ziemię Świętą. Rzecz w tym, by móc jak najgłębiej to miejsce przeżyć. – Doświadczaliśmy Jerozolimy tu i teraz, ale ślady Ewangelii i historii Jezusa spotyka się niemal na każdym kroku. Warunek? Trzeba mieć dobrego przewodnika – mówił w kapitularzu krakowskiego klasztoru dominikanów o. Tomasz Grabowski OP, szef wydawnictwa W Drodze, które na czas Wielkiego Postu proponuje zapis wędrówki podróżnika i społecznika Jana Meli oraz towarzyszącego mu dominikanina i biblisty Łukasza Popki.

Jan szuka śladów Jezusa. Chce patrzeć na Jerozolimę Jego oczami, podążać szlakami, które przemierzał, dotykać tych samych kamieni. Ojciec Łukasz pomaga mu znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Książka jest zapisem ich rozmów o tym, jak wyglądało życie codzienne Jerozolimy w czasach Jezusa. Jak rzeczywiście wyglądała ostatnia wieczerza? Którędy przebiegała droga krzyżowa? – o tym myśli w Jerozolimie każdy, kto pragnie zrozumieć, co wydarzyło się tam dwa tysiące lat temu.

Ojciec Łukasz Popko OP, będąc w podwójnej roli – historyka i zakonnika, pokazuje perspektywę naukowca i osoby wierzącej. Te dwa światy łączą się w jedno w zapisach rozmów, które mają również swój telewizyjny odpowiednik, bo książka jest efektem współpracy wydawnictwa z kanałem Polsat Rodzina.

„Podążamy śladami Jezusa, szukamy Jego dróg, wskazujemy miejsca najważniejszych wydarzeń z Ewangelii, po których pozostały ślady archeologiczne: od Betanii po te ukryte pod powierzchnią współczesnej Jerozolimy, mury, o które Jezus mógł się opierać, kamienie, po których mógł chodzić, i ściany, których mógł dotykać. Możemy poczuć, co to znaczy wejść na Górę Oliwną, spojrzeć na Jerozolimę oczami Jezusa. Czy te okolice wyglądały wówczas podobnie?” – czytamy w książce „Ostatnie dni Jezusa”.

To opowieść o tamtych czasach i próba odtworzenia atmosfery dni, gdy Jezus podróżował do Jerozolimy, i wydarzeń, które przypieczętowały Jego skazanie. „Czy był wtedy postacią powszechnie rozpoznawalną? Jakich miał zwolenników i wrogów? Którędy chodził? Dlaczego do Jerozolimy wjeżdżał na osiołku?” – zastanawia się J. Mela. Pytania rodzą się z każdym jego krokiem, postawionym na ziemi Jezusa.

– Marzyłem o tym, by przejść Jego drogę krzyżową. Nie przedreptać, ale odbyć ją wewnętrznie – opowiadał podróżnik w Krakowie. Jak przyznał, spotkało go zaskoczenie. – Wszyscy wiemy, że jest to miejsce zatłoczone, ale panujący tam zgiełk był mimo wszystko uderzający. Tu muzyczka leci, niekoniecznie święta, tam ktoś sprzedaje bób, ktoś inny wciska nam przeróżne gadżety, kolejne stacje mijamy w pośpiechu i prawie żołnierskim szyku. Pomyślałem wtedy, że to w ogóle nie jest to, co chciałbym przeżyć – mówił J. Mela.

Ten zgiełk, tłok i pośpiech mają jednak swoją wartość. – Ojciec Łukasz powiedział wtedy, że gdyby Jerozolima była martwa, gdyby ją zamienić w muzeum, to byśmy zupełnie odeszli od tego, jak to zapewne wyglądało dwa tysiące lat temu. Atmosfera tego miejsca jest trochę szokująca, ale myślę, że pozwala wcielić się w to, co działo się na drodze krzyżowej Jezusa – uważa podróżnik. Tego nie zastąpi żadna lektura. Do takich przeżyć nie przygotują też nawet najbardziej gruntowne analizy i studia. Życie Jerozolimy „tu i teraz” przenosi pielgrzymów w czasy Chrystusa gwałtownie i bez ostrzeżenia. Trzeba mieć tylko otwartą głowę i serce wyczulone na Jego obecność.

– Nie wystarczy tylko sprawdzać i przekonywać się, czy rzeczywiście tego kamienia dotykał Jezus, czy tą drogą wędrował. Wiara polega na tym, by wewnętrznie doświadczać. Nie patrzeć tylko na to, czy są dowody, że On chodził po wodzie – przekonywał J. Mela.

Ojciec Popko mieszka w Jerozolimie od lat i zna to miejsce na wylot. Zapytany o pierwsze wrażenia związane ze świętym miastem, odpowiada krótko: zapach. – Jest gorąco i wilgotno, aromaty kawy, owoców mieszają się z innymi i właściwie człowieka atakują na równi z intensywnością kolorów – wspominał. To inna kultura, inny temperament, inna barwa nieba. Do tych pierwszych wrażeń wraca, obserwując reakcje pielgrzymów. Zachwyt miesza się ze zgorszeniem, zdziwienie z modlitwą, kontemplacja z pewnym emocjonalnym rozchwianiem. Syndrom jerozolimski jest faktem, którego nie da się tu zakwestionować.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.