Marzył o Polsce katolickiej

Bogdan Gancarz

|

Gość Krakowski 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Kontynuując tradycje rodzinne, chciał być aptekarzem. Został zaś ostatecznie polonistą, bibliotekarzem i działaczem KIK-u.

– Moje marzycielstwo miało oparcie w realnych działaniach – mówi Adam Markowski. – Moje marzycielstwo miało oparcie w realnych działaniach – mówi Adam Markowski.
Bogdan Gancarz /Foto Gość

Ojciec Leopold pochodził ze Lwowa i prowadził w Krakowie drogerię. Adam, urodzony w 1941 roku, zdał w 1960 r. egzaminy na Wydział Farmacji Akademii Medycznej, ale studiów nie rozpoczął. Na przeszkodzie stanęło zaangażowanie w młodzieżową organizację antysocjalistyczną. Przyjaźnił się ze Stanisławem Grzesiakiem i Andrzejem Szatkowskim. – Wszyscy pochodziliśmy z rodzin inteligenckich. Rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy, słuchaliśmy Wolnej Europy. Obserwowaliśmy ponowne ataki władz komunistycznych na Kościół, usuwanie religii ze szkół. Siedzieliśmy na ławce obok budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR przy ul. św. Tomasza, wówczas nazwanej imieniem Ludwika Solskiego, i zastanawialiśmy się, co można w tej sytuacji zrobić. W kwietniu 1961 roku postanowiliśmy, przed zbliżającymi się wyborami do sejmu PRL, uświadomić ludzi, że wybory będą sfałszowane. Z pierwszego piętra Domu Towarowego u zbiegu ulic Wiślnej i św. Anny rozrzuciliśmy kilkaset ulotek z hasłami: „Wybory będą sfałszowane”, „Chcemy wolności słowa”, „Precz z komunizmem”. Ja je rzucałem, a koledzy obserwowali, jak ludzie, którzy przyszli na zakupy, podnosili je z ziemi i czytali – wspomina A. Markowski. – Zrywaliśmy też ogłoszenia wyborcze i pisaliśmy hasła na murach kamienic. Bardzo bolała nas również wymowa wyświetlanego wówczas filmu Kawalerowicza „Matka Joanna od Aniołów”. Uważaliśmy go za element antykościelnej kampanii władz komunistycznych. Dlatego pisaliśmy na zapowiadających go plakatach napisy – „Film antyreligijny” – dodaje. Bezpieka wpadła na ich trop i w połowie lipca 1961 roku zostali aresztowani. – Po półrocznym pobycie w areszcie przy ul. Montelupich dostałem, jako przywódca grupy, karę półtora roku więzienia w zawieszeniu, a koledzy po pół roku. – wspomina A. Markowski.

Po wyjściu z więzienia nie udało mu się dostać ponownie na Akademię Medyczną, zdał więc egzaminy do Studium Nauczycielskiego. – Po pierwszym roku zostałem jednak, ze względu na karalność, zmuszony do odejścia. Pojechałem więc w 1964 roku do Lublina, gdzie zacząłem studiować polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, który przeżywał wtedy wielki rozkwit. Mieliśmy wspaniałych wykładowców literaturoznawców, m.in. Czesława Zgorzelskiego, Irenę Sławińską i Stefana Sawickiego. Do tego filozofowie: o. Mieczysław Albert Krąpiec i Stefan Swieżawski. Ukończyłem także Instytut Wyższej Kultury Religijnej – wspomina.

Stałą pracę znalazł w Bibliotece Głównej Akademii Ekonomicznej (później Uniwersytet Ekonomiczny), gdzie jako kustosz był kierownikiem Oddziału Udostępniania Zbiorów.

Swoje zainteresowania katolicyzmem społecznym wyrażał m.in. w czynnej działalności w Klubie Inteligencji Katolickiej oraz kierowanym przez Janusza Zabłockiego Ośrodku Dokumentacji i Studiów Społecznych. W mieszkaniu A. Markowskiego pod koniec lat 70. ubiegłego wieku powstały: krakowski oddział ODiSS oraz czasopisma „Chrześcijanin w Świecie”. Markowski nie tylko był członkiem redakcji, lecz także opracowywał wartościową bibliografię dotyczącą spraw Kościoła w prasie polskiej.

Dziennikarstwo było jego pasją. – Jeszcze w czasie studiów współpracowałem z „Gościem Niedzielnym”, honorariami podreperowując swój studencki budżet. Ówczesny redaktor naczelny ks. Józef Gawor cenił moje teksty za to, że były krótkie i klarowne – mówi A. Markowski. Pisywał potem także w „Tygodniku Powszechnym”, „Przewodniku Katolickim”, „Ładzie”, „Więzi” i „Źródle”. Ukończył Studium Dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był prezesem oddziału krakowskiego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

W 1977 roku komunistyczna Służba Bezpieczeństwa próbowała zwerbować go jako tajnego współpracownika, chcąc mieć lepszy wgląd w działalność KIK-u. Zrezygnowano jednak z tego, gdyż Markowski ujawnił od razu w swym środowisku treść przeprowadzonych z nim rozmów.

Swe pasje społeczne wyrażał m.in. jako radny Rady Narodowej Miasta Krakowa, a potem działacz Polskiego Klubu Ekologicznego. Był bardzo zaangażowany w życie swej parafii NMP z Lourdes. Współredagował m.in. gazetę parafialną, w latach 2007–2023 był zaś nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii. – Uważam moje życie za spełnione. Podporą była mi moja zmarła 2 lata temu żona Ewa, wieloletnia sekretarka krakowskiego KIK-u. Dowiedziałem się, że bezpieka nadała prowadzonym przeciwko mnie działaniom operacyjnym kryptonim „Marzyciel”. Tak! Byłem marzycielem. Marzyłem o Polsce katolickiej i suwerennej. To marzycielstwo miało jednak oparcie w realnych działaniach – mówi A. Markowski. – Cieszy mnie, że niedawno, na mocy decyzji Szefa Urzędu do Spraw Kombatanckich i Osób Represjonowanych, otrzymałem oficjalne potwierdzenie statusu działacza opozycji antykomunistycznej oraz osoby represjonowanej z powodów politycznych – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.