Śpiewając, tańcząc i oddając Maryi cały swój trud, uczestnicy 45. Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej weszli na Jasną Górę.
Wyruszyli 6 sierpnia i tego dnia pogoda początkowo zdawała się robić na złość pielgrzymom, chłodząc ich deszczem. Z każdym kolejnym dniem robiło się jednak coraz cieplej (może poza nocami, które w tym roku wyjątkowo lata nie przypominały) i większość osób zmierzających do Maryi cieszyła się, że lepsze słońce od deszczu. Żar lejący się z nieba łatwiej znosić, niż deszcz, który bywało (w innych latach), że wlewał się nie tylko za kołnierz peleryny, ale i do bagażu. W słońcu łatwiej także dostrzegać potrzeby drugiego człowieka, zwłaszcza tego, który może ma trudniej iść i trzeba mu podać pomocną dłoń.
- Nawet podczas jednego z kazań kapłan mówił takie słowa, które potem przytaczaliśmy w naszych rozmowach - że dzisiejszy człowiek dąży do tego, żeby wszystko było tu i teraz. Nie umiemy być cierpliwi, nie umiemy czekać, tylko chcemy efektów natychmiast. I tak jest z pielgrzymką, jak również z darami, które dostajemy od Boga. Dostajemy je, ale nie zawsze wtedy, gdy chcemy, a czasem trzeba na nie trochę popracować. Z kolei w drodze trzeba rano wstać, zebrać się i iść z całą grupą oraz pomagać słabszym. To też trud, który dajemy Bogu, gdy trzeba zadbać o brata lub siostrę, któremu idzie trochę słabiej, a wszystko po to, by razem dojść do Matki Bożej - mówili już po wejściu na Jasną Górę Magdalena i Rafał, rodzice Julii. W tym roku, będąc mamą maluszka, Magda razem z mężem dojeżdżała do pielgrzymów na różnych etapach drogi. - Za rok chcemy już wszyscy przejść całą trasę, ale w tym roku uznaliśmy, że dla naszego dziecka to jeszcze byłoby zbyt wiele. Pielgrzymkę mam jednak we krwi, bo z rodzicami chodziłam od dziecka, a teraz "zaraziłam" nią męża i mamę męża - przyznaje Magda. I ona, i jej rodzice, przekonują też zgodnie, że przez cały rok pełen "zabiegania, współczesnego szaleństwa" pielgrzymka to jest ich czas - czas bycia razem, wspólnej modlitwy, zostawienia wszelkich spraw za sobą. - Każdego roku jest też coś, o co chcemy podziękować i o co prosić. I tak dreptamy z mężem, już 20. rok z rzędu, bo to nasz sposób na naładowanie akumulatorów na kolejny rok, odnalezienie siebie, oraz dostrzeżenie tych rzeczy, których na co dzień nie zauważamy - uśmiecha się Magdalena.
Na Jasną Górę 45. Piesza Pielgrzymka Krakowska wchodziła zaś ponad dwie godziny. Był to czas wypełniony śpiewem, tańcami i radością, którą było widać oraz słychać już z daleka. Każda grupa, jak zawsze, miała swój kolor, a także kwiaty lub balony - te ostatnie były wypuszczane w niebo już na wałach, po przywitaniu przez metropolitę krakowskiego abp. Marka Jędraszewskiego, który przez dwie godziny podawał pielgrzymom rękę, przybijał "piątki", błogosławił i machał zmęczonym, ale szczęśliwym pątnikom. Ostatnia prosta, czyli dojście do kaplicy Cudownego Obrazu, była już natomiast chwilą wyciszenia - najpierw każda z grup padała krzyżem na wałach, a potem już w ciszy i skupieniu każdy szedł do Mamy, do Królowej, która jest tylko jedna…
- Ślub braliśmy 7 czerwca, a poznaliśmy się na pielgrzymce, 4 lata temu, czekając w kolejce do wejścia do kaplicy Cudownego Obrazu. Na Jasną Górę chodzimy co roku, wierząc, że zawsze prowadzi nas Matka Boża, i dlatego dajemy radę. Dziś przyszliśmy prosić Ją w intencji naszego małżeństwa - mówili Paulina (szła 14. raz) i Przemek (15 raz). Nowożeńców w strojach ślubnych było zaś w tym roku całkiem sporo. - My już prawie zbliżamy się do pierwszej rocznicy ślubu, który braliśmy w październiku 2024 r., ale też weszliśmy na Jasną Górę w ślubnych strojach, prosząc Maryję, by się nami opiekowała na małżeńskiej drodze - opowiadali Dorota (szła po raz 15) i Kuba (drugi raz). - Po raz pierwszy szedłem rok temu, zachęcony przez jeszcze wtedy narzeczoną, a ona do Maryi chodzi od dziecka. Teraz już dla nas obojga jest to czas resetu duchowego, okazja żeby odpocząć, by zastanowić się nad sobą, i nad tym, o co chcemy prosić Boga. droga bywa ciężka, ale efekt końcowy jest warto tego wysiłku - zapewnia Kuba.
Świeżo po ślubie są też Magda i Piotr, którzy również poznali się na pielgrzymce. - Idziemy, bo chcemy zawierzyć siebie Matce Bożej, bo tylko z Nią możemy być szczęśliwi. Zawierzamy też zdrowie naszych bliskich, wszystkie inne intencje, a pielgrzymka nas zbliża - im bliżej Maryi, tym bliżej jesteśmy siebie. W tym roku zawierzamy też Mamie nasze małżeństwo i prosimy o zdrowie dla taty Magdy, który zmaga się z poważną chorobą - zaznacza Piotr, a Magda dopowiada, że warto, by każdy przekonał się jak smakuje pielgrzymka, bo to jest zaledwie kilka dni w skali całego roku i życia, a idąc można zyskać naprawdę wiele łask, radości, pokoju ducha, że naprawdę warto. I ta radość po dojściu do celu jest ogromna!
Potwierdzają to również Martyna, Asia i Kinga, z Krzeszowic. - Ja szłam pierwszy raz, sama. Chciałam tę drogę pokonać dla siebie, ale za rok chcę iść z całą rodziną. Teraz chciałam pobyć ze sobą i z Maryją. Miałam mały kryzys, ale dałam radę - cieszyła się Asia, dodając, że zbliżając się już do kaplicy, czuje niesamowitą satysfakcję, wzruszenie, radość. - To jest coś, co trudno opisać słowami. Gdy się przyjeżdża tutaj samochodem, to nie ma aż takich emocji, ale przyjście do Częstochowy na własnych nogach zmienia perspektywę. Są łzy wzruszenia i szczęścia, gdy kładziemy się krzyżem na wałach… - dzieli się przeżyciami.
Ostatnim etapem pielgrzymki była Msza św., której na jasnogórskich wałach przewodniczył metropolita krakowski.