W czwartek 14 sierpnia przypada 82. rocznica śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego, a już niebawem polscy widzowie będą mogli zobaczyć nowy film o nim, zatytułowany "Triumf serca".
Jego dystrybutorem w Polsce jest krakowski Rafael Film. Tym, co w filmie najbardziej zaskakuje, jest fakt, że zaczyna się on tam, gdzie kończy się większość historii o bohaterskim zakonniku, a więc w celi śmierci.
- To jakby teologiczna opowieść o tym, co mogło się rozegrać w ciągu tych 14 dni. Nikt z tej celi śmierci nie przeżył, ale film chce podjąć próbę przedstawienia tego niewyobrażalnie trudnego czasu z perspektywy języka miłości, którym charakteryzował się główny bohater - mówi Przemysław Wręźlewicz, dyrektor Rafael Film.
Reżyserem "Triumfu serca" jest młody amerykański reżyser Anthony D’Ambrosio. Jak przyznaje, historia o franciszkaninie, który w obozie koncentracyjnym Auschwitz oddał życie za współwięźnia, poruszyła go do głębi. - W tamtym czasie sam cierpiałem z powodu przewlekłej bezsenności. Podczas długich, niemal niekończących się nocy prowadziłem swoisty wewnętrzny dialog z tym świętym z Auschwitz. Stał się dla mnie towarzyszem w cierpieniu, który pomógł mi wrócić do życia - wspomina.
I choć we fragmentach retrospekcji opowieść o zakonniku powraca do ważnych momentów z życia św. Maksymiliana Marii Kolbego, to właśnie w celi śmierci rozgrywa się najbardziej przejmująca opowieść o ostatnich dniach życia świętego, ukazana z niezwykłą wrażliwością i duchową głębią.
W rolę Maksymiliana wcielił się Marcin Kwaśny. - Oddaje on doskonale nie tylko duchową siłę, lecz także głębokie człowieczeństwo tej postaci. Współwięźniowie o. Maksymiliana, dotąd anonimowi, zyskują twarze i historie, co czyni tę opowieść jeszcze bardziej realną i pełną emocji - zaznacza P. Wręźlewicz.
Dodaje, że tytuł może wydawać się nieco sentymentalny. Niesie jednak prawdę. - Aby go zrozumieć, trzeba się zastanowić, co tak naprawdę oznacza dla nas szczęśliwe zakończenie. Bo film ma jasny przekaz dla widza: bez względu na to, z jak wielkim złem się mierzymy, miłość zawsze ma ostatnie słowo - zachęca do pójścia do kina P. Wręźlewicz.