Choć ciężko to sobie wyobrazić, przed laty nosze z chorym ledwo mieściły się w niewielkiej karetce, a kroplówkę trzeba było wystawić za okno, by płyn mógł swobodnie spływać.
Tak było np. w sanitarkach – fiat 125p i polonez caro, które jeszcze nie tak dawno jeździły po ulicach polskich miast – opowiada Szymon Pryk, wolontariusz krakowskiego Muzeum Ratownictwa, i zaprasza do jego nowej siedziby.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.