Zrobiłam krok, a On mnie uwolnił

„Panie Jezu, jeśli chcesz, żebym poszła do zakonu, to pójdę, ale lepiej, żebyś tego nie chciał!” – modliła się, gdy zbliżał się czas podjęcia ostatecznej decyzji. Odsuwała ją w nieskończoność, ale Bóg upomniał się o nią i gdy przyszedł właściwy moment, zaprowadził do małego klasztoru na peryferiach Krakowa. Tu odnalazła szczęście.

Magdalena Dobrzyniak

|

Gość Krakowski 5/2019

dodane 31.01.2019 00:00
0

To była długa droga. Pamiętam chwilę, kiedy zrozumiałam, że niepokój, który mnie wciąż nurtował, jest głosem Pana Boga. I ten moment, kiedy powiedziałam Mu „tak”. To był krok w światło. Wiedziałam, że idę w stronę miłości. Z drugiej strony był to też krok w nieznane, bo szłam w ciemno, nie wiedziałam, dokąd – rozpoczyna swoją opowieść s. Judyta Katarzyna Woźniak w małej rozmównicy klasztornej. Nie ma tu kraty klauzury. Jest tylko stół: długi, wąski, przecinający pokój na połowy, do których prowadzą dwie pary drzwi – od strony odwiedzających i od strony mniszek. Siostry mówią, że ten stół jest jak klauzura – nie dzieli, ale łączy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy