Jerzy Bahr ujawnił tajemnice swojej drogi dyplomatycznej.
Goście 17. Targów Książki mieli okazję spotkać m.in. ambasadora Jerzego Bahra, naszego wieloletniego przedstawiciela dyplomatycznego w Kijowie i Moskwie, obecnego w 2010 r. na lotnisku w Smoleńsku w chwili, gdy rozbijał się tam samolot z prezydentem RP na pokładzie.
Niewiele osób w Polsce wie, że ambasador Bahr jest rodowitym krakowianinem, że doświadczenia wyniesione stąd, dzięki dogłębnym studiom na Uniwersytecie Jagiellońskim, śpiewaniu w Krakowskim Chórze Akademickim UJ, fascynacjom kulturami wschodnich i południowych sąsiadów Polski, połączone z wytrwałością w pracy dały mu mocną podstawę do pracy dyplomatycznej. Nie był więc jedynie dyplomatycznym urzędnikiem „wyciągniętym z kapelusza” takich czy innych układów politycznych.
Swoją zakorzenioną w Krakowie, w głębokiej wierze, drogę dyplomatyczną przedstawił w wielogodzinnych rozmowach ze znanym krakowskim dziennikarzem Jerzy Sadeckim, zebranych w książce „Ambasador”, wydanej nakładem „Agory”. Obaj podpisywali na targach ów wywiad rzekę.
- Przyszedłem po podpis na przeczytanej w ciągu jednej nocy książce, bo ambasador Bahr to dla mnie po prostu Jurek, kolega z Krakowskiego Chóru Akademickiego, z którym łączyły mnie do dziś niewygasłe fascynacje kulturą ukraińską, szczególnie jej huculskim elementem - powiedział stojący w kolejce po autograf Zbigniew Suflita, znany krakowski konserwator dzieł sztuki.
Swojej fascynacji osobą Jerzego Bahra nie ukrywał autor książki. - Mogę o nim powtórzyć to, co napisałem we wstępie. Gdy poznaliśmy się, jeszcze w czasach studenckich, zaskakiwał dojrzałym spojrzeniem na nasz region oraz fascynacją językami i kulturą krajów leżących tuż za polską granicą. Gdy my marzyliśmy o podróżach do Francji, Włoch, Anglii czy Stanów Zjednoczonych, on z pasją mówił o Rumunii, Czechosłowacji, Niemczech albo o Litwie i Ukrainie - wówczas jeszcze republikach radzieckich. I tak pokierował swoim życiem i karierą, że ich punktem centralnym była zawsze Europa Środkowo-Wschodnia - stwierdził J. Sadecki.
J. Bahr jest człowiekiem głębokiej acz nieostentacyjnej wiary. Wyniósł ją z domu rodzinnego. Gdy w 1983 r. znalazł się na emigracji, pielgrzymował z zapałem do europejskich sanktuariów maryjnych. „Te peregrynacje mnie ukształtowały. Wszędzie, gdzie potem byłem w misjach dyplomatycznych, starałem się znaleźć formę religijnego upamiętnienia swego pobytu. Kościołom katolickim tych krajów przekazywałem obrazy Matki Bożej i Jezusa namalowane przez moją siostrę Irenę” - zwierzał się J. Sadeckiemu.
Teraz, po latach pracy dyplomatycznej, której dramatycznym akordem była katastrofa smoleńska, wspominana obszernie w książce, J. Bahr osiadł pod Krakowem.