Mam nadzieję, że ks. kardynał Stanisław Dziwisz swoim listem, odczytanym dziś w kościołach archidiecezji krakowskiej, uruchomił duchową lawinę, której nic i nikt nie zatrzyma.
Metropolita krakowski wsparł inicjatywę młodych ludzi z Duszpasterstwa Akademickiego i różnych ruchów, którzy od 18 listopada do 18 grudnia w kościele św. Wojciecha na Rynku Głównym przed Panem Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie będą się modlić codziennie przez dwie godziny o czystość i moralną odnowę naszego miasta.
Inicjatywa modlitewna odbywa się pod hasłem "Szpital Domowy", co nawiązuje do działań Piotra Skargi - kandydata na ołtarze. "W Krakowie aż roi się od nocnych klubów, w których cielesność, szczególnie kobiet, jest wykorzystywana w sposób wręcz profanacyjny. Co wieczór i co noc w obrębie samego centrum rozdawane są tysiące zaproszeń, a młodzi nieraz natarczywie nakłaniani są do skorzystania z tej oferty. Kraków, stolica Miłosierdzia Bożego i miasto tylu świętych, coraz bardziej staje się symbolem wyuzdania. Nie możemy na to patrzeć biernie, podejmijmy wysiłek obrony tak wielkich wartości, jakimi są godność ludzkiego ciała, świętość małżeńskiej miłości, formacja młodych sumień" - napisał nasz kardynał.
Różnie można rozumieć te słowa. Ja widzę w nich wezwanie do odważnego stanięcia do duchowej walki, wręcz wojny, z siłami zła, których działanie przejawia się także w tych smutnych zjawiskach, o których napisał metropolita krakowski. Trzeba cięgle mieć na uwadze, że osobowe zło chcąc zniszczyć człowieka, w perfidny i podstępny sposób niszczy w nim to, co wyróżnia go od zwierząt, czyli zdolność do miłości, która jest gotowa umrzeć za osobę, którą się kocha.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że wszelkiego rodzaju biznes związany z klubami nocnymi, mówiąc delikatnie, nie służy rozwijaniu zdolności do takiej miłości. Problem w tym, że ci, którzy z tego typu "zabawy" korzystają najczęściej uważają, że nic złego się nie dzieje. A ci, którzy czerpią z tego zysk, będą bronić za wszelką ceną źródła dochodu. Z pozoru sytuacja jest beznadziejna. Jednak jeśli na serio wierzymy w słowa Chrystusa: "proście a otrzymacie", to oznacza, że On może wszystko uczynić, nawet tak oświecić kogoś uwikłanego w zło moralne, że zmieni radykalnie swe życie.
Dobrze się stało, że w tę walkę duchową zaangażowali się przede wszystkim ludzie młodzi. Już nikt nie powie, że troska o czystość obyczajów to tylko domena starszych ludzi, którzy chcą młodym ograniczyć "radości z życia", gdyż widocznie zazdroszczą im urody i młodości. Jeśli więc do modlitwy o czystość i moralną odnowę naszego miasta przystępują młodzi, to dzieje się coś wielkiego.
Ważne jest jednak, aby nie wpaść w pokusę "akcyjności". Ta modlitwa, jeśli ma być skuteczna, nie może wygasnąć po miesiącu. Bóg chce od nas, byśmy wyruszyli na front duchowej walki. A to oznacza między innymi jasną deklarację przystąpienia na stałe do "Drużyny Chrystusa". To bardzo ważne, gdyż w "kodzie genetycznym" naszej polskiej duszy jest zapisany słomiany zapał. Większość z tą słabością zmaga się przez całe życie. I tej akcji modlitewnej może grozić, że szybko wygaśnie. Stawiam retoryczne pytanie, ilu za rok, dwa, pięć lat będzie dalej pamiętało o modlitwie w intencji duchowej odnowy naszego miasta. Potrzebne jest więc nie tyle "pospolite ruszenie", co bardziej regularna armia duchowa. To zaś oznacza tworzenie wspólnot, których członkowie będą podejmowali zobowiązanie stałej modlitwy. "Szpital Domowy" to adekwatna nazwa dla tej akcji modlitewnej, zwłaszcza jej pierwszy człon, gdyż zakłada, że ma ona działać tak długo, jak będą chorzy i poranieni. A tych pewnie długo nie zabraknie.
Oprócz modlitwy, my "ludzie Chrystusa", powinniśmy zacząć wpływać, ile tylko możemy, na to, w jaki sposób myśli się i mówi o całej dziedzinie moralnego zepsucia. Pierwszym krokiem jest usunięcie z naszego słownictwa eufemizmów moralnych i reagowanie na nie, gdy pojawią się w rozmowach, w których będziemy uczestniczyć. To choroba, która powoduje, że każda odrażająca moralnie rzeczywistość bywa oswajana przez nieadekwatne słowo. Na to co złe moralnie, patrzy się wówczas przez opakowanie słowne, więc już ono tak nie razi, sumienie jest zagłuszone. Gdy młoda kobieta mówi do swych znajomych, że "pracuje" w klubie nocnym, brzmi to przecież inaczej, niż gdyby powiedziała wprost, że oddaje swe ciało za pieniądze. Gdy młody mężczyzna opowiada, że korzysta z "oferty nocnych klubów", gdyż tam można się "fajnie się zabawić", to brzmi jak usprawiedliwienie swych czynów. Efekt działania eufemizmów oswajających z moralnym złem widać jeszcze lepiej, gdy spojrzy się z wysokości władzy. Czy ludzie sprawujący władzę, którzy wydają pozwolenia na działanie "salonów masażu", "klubów nocnych" itp. nie wiedzą, co się kryje pod tymi nazwami? "Szpital Domowy" ma także i tę chorobę uleczyć.