Przed obiektywami kamer i aparatów pokazał, jak chodzi. A potem powiedział, że chce już iść do domu. - Bo tam czeka na mnie tort - zdradził tajemnicę.
- Adaś, który z oddziału intensywnej terapii na oddział neurorehabilitacji został przeniesiony dwa dni przed Bożym Narodzeniem, czuje się dobrze i dziś możemy go wypisać ze szpitala. Nie oznacza to jednak, że jego rehabilitacja już się zakończyła. Chłopiec wciąż potrzebuje ćwiczeń, które poprawią sposób jego chodzenia i usprawnią tzw. małą motorykę, czyli ruszanie rękami i chwytanie różnych rzeczy - tłumaczy dr Anna Świerczyńska z oddziału neurologicznego Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu, prowadząca rehabilitację małego pacjenta.
- Gdy do nas trafił, samodzielnie mógł tylko siadać, a po chwili nie mógł już utrzymać takiej pozycji. Teraz sam chodzi, podskakuje, tupie nogami, bardzo chętnie się bawi - zarówno sam - zabawkami i tabletem, jak i z innymi dziećmi. Adaś jest bardzo mądrym dzieckiem, a stopień jego rozwoju intelektualnego znacznie przewyższa jego wiek biologiczny. Dlatego - choć czasem był marudny i znużony ćwiczeniami - to miał wielką motywację do tego, by wrócić do sił - opowiada dr Świerczyńska.
Jak dodaje, rehabilitacja jest prawdziwą katorgą dla pacjenta, a Adaś znosił ją bardzo dzielnie.
- Czasem wzbraniał się przed obciążaniem nóg, które go bolały, choć to były zabiegi konieczne. Jednak gdy widział efekty tej pracy, zaczynał chętnie współpracować. Jak prawdziwy mężczyzna, miał nawet swoją ulubioną terapeutkę, o którą zawsze pytał - mówi lekarka.
- Każde postępy, jakie robi Adaś, były dla nas kamieniami milowymi w walce o jego sprawność. Pierwszym ważnym sukcesem było to, żeby trzymał się pionowo. Potem cieszyliśmy się, gdy potrafił samodzielnie kucnąć i klęknąć, bo to oznaczało, że zwiększa się napięcie jego mięśni - wspomina .
- Marzyliśmy, by Adaś wychodził ze szpitala w takiej dobrej formie. I to się udało - cieszy się prof. dr hab. med. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej i Intensywnej Opieki Kardiochirurgicznej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Pod opieką jego zespołu chłopiec znalazł się 30 listopada, gdy skrajnie wyziębiony trafił do szpitala w Prokocimiu.
- Dziś jest radość, bo Adaś chodzi, biega, dokazuje, czasem jest nawet niesforny, ale to dobrze, bo właśnie tak powinno się zachowywać dziecko w jego wieku - opowiada profesor, dodając, że ulubioną zabawką Adasia podczas pobytu w szpitalu stał się… tablet, na który chłopiec nauczył się ściągać bajki.
- Radość jest wielka, bo stan naszej medycyny pozwala ratować pacjentów będących w takim stanie, w jakim był Adaś, a przecież temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 stopni. W Europie Zachodniej to też byłby sukces, ale wiem, że za naszą wschodnią granicą uratowanie chłopca nie byłoby możliwe. Dlatego jestem bardzo zadowolony, że nasz kraj ma świetny sprzęt medyczny, lekarzy, którzy potrafią skutecznie działać, i system ratowania osób w hipotermii stworzony przez dr. Tomasza Darochę ze Szpitala Jana Pawła II w Krakowie - mówi prof. Skalski.
Dr hab. Krzysztof Kobylarz, kierownik oddziału intensywnej terapii, zauważa też, że w przypadku wychłodzonych pacjentów w ich organizmie mogą dziać się różne, nieprzewidywalne nawet rzeczy.
- U Adasia sprawdzaliśmy wszystko, jednak z każdym dniem było widać, że chłopiec wraca do życia i idzie "ku dobremu" - opowiada lekarz dziękując wszystkim medykom i całemu zespołowi pracującemu na oddziale, a szczególnie pielęgniarkom i perfuzjonistą, za wysiłek włożony w ratowanie Adasia - powiedział dr Kobylarz.
- Dziękujemy wszystkim lekarzom, którzy opiekowali się naszym synem, i dzięki którym możemy już dziś wrócić razem do domu. Jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Szczególnie dziękujemy panu policjantowi, Michałowi Godyniowi, który znalazł Adasia i rozpoczął jego reanimację - mówią rodzice chłopca.
Jego mama, Paulina, dodaje, że w domu wszyscy już niecierpliwie czekają na pojawienie się Adasia, który na "dzień dobry" dostanie prezenty.
- Dla mnie to wszystko, co się wydarzyło, to jeden wielki cud i nic nie przekona mnie, że tak nie było - podkreśla z kolei wójt gminy Jerzmanowice, z której pochodzi chłopiec. - Początkowo widziałem tylko płacz jego bliskich i ich modlitwę, bo oni cały czas wierzyli, że uda się wygrać walkę o zdrowie Adasia. No i się udało, z czego bardzo się cieszę - dodaje wójt, który Adasiowi w prezencie od gminy wręczył bony zakupowe.
Sam Adaś, który podczas spotkania z dziennikarzami chętnie pozował do zdjęć, bawił się w blasku kamer, a na koniec udzielił krótkiego wywiadu, mówił, że najbardziej czeka na spotkanie z babcią i dziadkiem. Nie może się też doczekać tortu. - Będzie czekoladowy! - cieszył się chłopiec.
Przypomnijmy: 2-letni Adaś do szpitala w Prokocimiu trafił rankiem 30 listopada 2014 roku. W nocy z soboty na niedzielę został znaleziony ok. 600 metrów od domu, z którego prawdopodobnie wyszedł sam, w pół śnie. Na mrozie spędził ok. siedmiu godzin.
Gdy odnalazł go policjant, podkomisarz Michał Godyń, temperatura ciała chłopczyka wynosiła zaledwie 12 stopni Celsjusza.
Po przewiezieniu do szpitala został natychmiast podłączony do sztucznego płucoserca, dzięki któremu lekarze wyprowadzili dziecko ze stanu głębokiej hipotermii.
To wielki sukces krakowskich lekarzy, który został dostrzeżony przez cały świat. Informacje o leczeniu Adasia śledziło 6 mld ludzi na wszystkich kontynentach.
O historii ratowania Adasia przeczytaj także tutaj: