Kard. Franciszka Macharskiego wspominają współpracownicy i przyjaciele.
Zmarły dzisiaj metropolita senior archidiecezji krakowskiej łączył w sobie cechy wybitnej postaci Kościoła z dużą wrażliwością na potrzeby ludzkie, szczególnie osób biednych i opuszczonych.
Wiele lat współpracował z kard. Macharskim ks. dr Bronisław Fidelus, wieloletni kanclerz Kurii Metropolitalnej, potem archiprezbiter parafii Mariackiej, obecnie zaś wikariusz generalny archidiecezji krakowskiej.
- Starał się kontynuować dzieło, które w archidiecezji krakowskiej prowadził jego poprzednik, kard. Wojtyła. Poznałem go w latach 60., gdy wrócił ze studiów w Szwajcarii. Stykałem się z nim później jako wicekanclerz kurii ds. ekonomicznych. Ks. Macharski zaś jako kanonik kapituły metropolitalnej, odpowiedzialny za jej majątek, doprowadził m.in. do rozpoczęcia procesu rewitalizacji domów kapituły przy ul. Kanoniczej i nie dopuścił do przejęcia ich przez państwo. Obserwowałem jego umiejętności mediacyjne w trakcie stanu wojennego, gdy był już od 3 lat metropolitą krakowskim. Upominał się o więzionych i prześladowanych. Pilnował osobiście, by pomoc duchowa i materialna docierała do potrzebujących. Z podziwem patrzyłem na jego zaangażowanie w tworzenie ponad stu nowych parafii - mówi ks. infułat Fidelus.
Wiele wspomnień łączy z nim ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, prezesa Fundacji im. Brata Alberta w podkrakowskich Radwanowicach.
- Był to, według mnie, ostatni wielki Książę Kościoła. Człowiek o niezłomnych zasadach, który wiele od siebie wymagał. Miał przy tym trzeźwe spojrzenie na Kościół. Potrafił, zwłaszcza w czasach komunizmu, zachowywać się bardzo dobrze. W swej książce "Księża wobec bezpieki" opisałem go jako przykład kapłana, który odmówił współpracy z UB. Chciano go zwerbować w 1950 r., gdy miał wyjechać na studia do Szwajcarii. Odmówił stanowczo i wyjazd mógł się odbyć dopiero w 1956 roku. Wspaniale zachowywał się w okresie stanu wojennego. Zawsze uważał, że Kościół powinien kierować się zasadami ewangelicznymi i nie jest jego zadaniem bezpośrednie zaangażowanie w politykę. Stąd jego dystans do polityków w okresie III RP - mówi ks. Isakowicz-Zaleski.
- Druga jego bardzo ważna cecha to wielka wrażliwość na ludzką biedę. Gdy został metropolitą krakowskim, wspierał wszelkie dzieła dobroczynne w archidiecezji. Tak było m.in. z powstałą w 1987 r., jeszcze w czasach komuny, Fundacją im. Brata Alberta w Radwanowicach, której zadaniem od początku było niesienie wszechstronnej pomocy osobom niepełnosprawnym intelektualnie. Zawsze mogliśmy liczyć na kardynała. Uczestniczył w otwarciu wszystkich naszych placówek, nie odmawiał nigdy kontaktów z naszymi podopiecznymi. Nie zapomnę Wielkiego Tygodnia w roku 2000. Okradziono wówczas kasę fundacji z pieniędzy zebranych na kwestach. Gdy nasi podopieczni poszli w Wielka Sobotę do kardynała, dowiedział się od nich o tym bolesnym wydarzeniu. Jeszcze tego samego dnia zostałem wezwany do kurii. Podszedł do mnie sam kard. Franciszek i bez słowa wręczył mi grubą kopertę. Były w niej pieniądze, które ofiarowano mu na cele charytatywne z okazji 50. rocznicy jego święceń kapłańskich - wspomina ks. prezes.
Na polu liturgicznym współpracował z kard. Macharskim ks. Stanisław Mieszczak, sercanin. - Z metropolitą przyjaźnił się od wielu lat nasz konfrater, ks. kard. Stanisław Nagy. Ułatwiło to i mnie nawiązanie z nim kontaktu. Gdy przychodziło mi przygotowywać daną liturgię m.in. z jego udziałem, uważnie słuchał, mając do mnie zaufanie. W czasie celebracji był zaś zawsze bardzo skupiony - opowiada ks. Mieszczak.
Przyjacielem kard. Macharskiego był zaś prof. Stanisław Rodziński, znany malarz, eseista, były rektor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. - To był wspaniały człowiek. Przy bliższym poznaniu można było wyczuć bijące od niego ciepło i serdeczność. Mogłem obserwować z bliska jego stosunek do piękna. Miał jasno określoną wizję miejsca sztuki w życiu Kościoła. Żywił ogromne zaufanie do środowisk twórczych. Był zresztą wielkim znawcą sztuk plastycznych i muzyki. Jego odejście jest dla mnie bardzo bolesne - mówi.