W sobotę po południu w opactwie benedyktynów w Tyńcu odbyły się uroczystości pogrzebowe o. Jana Pawła Konobrodzkiego.
Zakonnik był cenionym rekolekcjonistą, spowiednikiem, kierownikiem duchowym, aktywnym również w Benedyktyńskim Instytucie Kultury i na portalu duchowości benedyktyńskiej. Zmarł nagle w niedzielę 27 listopada w wieku 56 lat.
- O. Jan Paweł był samą dobrocią. I człowiekiem bardzo głębokiej wiary. Wiele osób mówi - i to jest też moje osobiste przekonanie - że jego wiara była dziecięca, ale w takim dojrzałym tego słowa znaczeniu. Wręcz niezłomna - i jesteśmy bardzo wdzięczni, że mieliśmy i mamy nadal takiego współbrata - powiedział o zmarłym o. Szymon Hiżycki, opat tyniecki.
Mszy św. pogrzebowej w kościele świętych Piotra i św. Pawła przewodniczył bp Grzegorz Ryś. Jak wskazał, na o. Janie Pawle wypełniło się słowo Boże z ostatniej niedzieli mówiące o tym, że jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. - Ojciec Jan Paweł został wzięty. Szczęśliwi są Ci, którzy są zabrani, nie Ci, którzy są zostawieni - mówił.
Hierarcha odniósł się również do odczytanej Ewangelii św. Mateusza, w której Jezus mówi o wielkim żniwie, do którego brakuje robotników.
- To jest słowo dla nas. Jezus widzi tłumy. Wchodziłem do tego kościoła o wpół do dwunastej i nie było miejsca. Ilu ludzi Chrystus potrafi zebrać posługą jednego człowieka i jego działaniem! A ta wspólnota jest tylko znakiem tego, jak Jezus pragnie zbierać ludzi - podkreślił.
Zapytał zebranych, co zrobią z obrazem samych siebie zebranych przy trumnie zmarłego, i zaznaczył, że Jezus prosi dziś o to, by wzywać Boga, by wysłał robotników na swoje żniwo.
- Kiedyście się ostatnio modlili o powołanie do benedyktynów? A kiedyście się ostatnio modlili za tych, którzy są powołani, żeby naprawdę byli robotnikami? - kontynuował.
Jak zauważył, te chwile przy trumnie o. Jana Pawła nie są po to, by się litować nad tym, że tak młodo umarł, ale po to, by wziąć odpowiedzialność za to, czym żył. - Za to, co on odczytał w swoim życiu jako powołanie, co realizował. To nie jest tak, że ten cały obszar ewangelizacji i apostolstwa ma teraz umrzeć razem z nim, bo nie będzie człowieka, który potrafi w to wejść. Ten człowiek zrodzi się z naszej wspólnej modlitwy, nas jak tu jesteśmy - zaznaczył.
Zachęcił, by każdy na Mszy św. przy trumnie rozeznał swoje zadanie. - Jak się o to uczciwie modlimy, to musimy gdzieś przez chwilę założyć, że Pan Jezus może wybrać nas. Że potrzebuje nas, byśmy chcieli brać odpowiedzialność za tłum Boży - mówił.
Bp Ryś dodał, że Bóg, wypowiadając swoje słowo, poszukuje człowieka, na którym ono się wypełni. Stwierdził, że na o. Janie Pawle wyraźnie zrealizowały się także słowa o tym, by iść i nauczać oraz przepowiadać. - Ten, kto przepowiada, kto wchodzi w misję apostolską, czyni to w drodze. Ten, który głosi Jezusa tak jak Jan Paweł, sam jest nieustannie w drodze, sam jest ciągle otwarty na nowe doświadczenie Pana, na pełniejsze Jego spotkanie, na głębsze Jego poznanie - wyjaśniał.
Jak ocenił bp Ryś, zmarły benedyktyn nie przyciągał ludzi do Boga tylko tym, czego się nauczył o Nim w seminarium czy podczas nowicjatu. - On był ciągle w drodze, ciągle otwarty, ciągle poszukujący. Nieraz na takich drogach, gdzie my się boimy chodzić. Był człowiekiem medytacji, człowiekiem modlitwy - opisywał.
- Panie Jezu Chryste, dziękujemy Ci za tego mnicha i pasterza. Dziękujemy Ci za tego mnicha i robotnika na Twoim żniwie. Dziękujemy Ci też za to słowo, które pokazuje nam, co jest naszą odpowiedzialnością i zadaniem. Chcemy podjąć to zadanie także dlatego, żeby nasza modlitwa za duszę o. Jana Pawła i za wszystko, co uczynił oraz zdziałał w swojej posłudze, była z naszej strony uczciwa - powiedział na zakończenie homilii biskup Ryś.
Zmarłego zakonnika na cmentarz pod wzgórzem opactwa odprowadzili tłumnie parafianie, przyjaciele, współbracia i rodzina.
- Znałam go osobiście. To była głęboka relacja z człowiekiem, który był bardzo blisko Boga i ludzi. Wiele razy też z nim podróżowaliśmy większą grupą, np. do Izraela czy Tybetu - to były wyjazdy, które bardzo rozwijały duchowo - przyznała Zofia Skoniecka, która pożegnać zakonnika przyjechała aż z Warszawy.
- O. Jana Pawła znałam od postulatu. To był człowiek bardzo otwarty i mądry. I co najważniejsze - każdego, kto stanął na jego drodze, traktował jak przyjaciela i brata - dodała z kolei s. Augusta, benedyktynka misjonarka.
Czytaj także: