Około pół tysiąca osób z Fundacji Brata Alberta oraz zaprzyjaźnionych z nią placówek i instytucji radośnie przemaszerowało przez Kraków.
Zorganizowany 12 czerwca Marsz Świętego Brata Alberta wyruszył sprzed Barbakanu i przez Rynek Główny dotarł na Wawel. W ramach obchodów setnej rocznicy śmierci świętego pracownicy, wolontariusze i podopieczni instytucji i organizacji związanych z Bratem Albertem przyjechali do Krakowa, miasta nieopodal którego się urodził, w którym działał jako artysta i w którym podjął decyzję o poświęceniu się ubogim.
- Tutaj są różne organizacje, które w najróżniejszy sposób odwołują się do jego ideałów, prowadząc ośrodki dla niepełnosprawnych, domy pomocy czy kuchnie dla bezdomnych - wyliczał w trakcie marszu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji Brata Alberta, która w tym roku świętuje 30-lecie istnienia i która zorganizowała poniedziałkowe spotkanie.
Jak podkreśla, niezależnie od tego, kto prowadzi dane dzieło, idee pozostają te same. - To przesłanie Brata Alberta, by „być dobrym jak chleb” po stu latach jest nadal aktualne - nie ma wątpliwości ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Dlaczego właśnie marsz? - Chodziło o to, żeby dosłownie wyjść na ulicę z ideałami Brata Alberta - wyjaśnia ks. Isakowicz-Zaleski. - Chcieliśmy nie tylko pokazać, że osoby niepełnosprawne są chętne do dawania świadectwa, ale również przez te scenki teatralne zaprezentować ich umiejętności artystyczne - dodaje.
Uczestnicy marszu po drodze prezentowali bowiem krótkie inscenizacje, przypominające trzy wymiary życia Adama Chmielowskiego - Brata Alberta. Przedstawiali go jako artystę, dobroczyńcę i zakonnika.
Słowa Biedaczyny z Krakowa przypomniano natomiast na niesionych przez miasto transparentach: "Ten jest dobry, kto chce być dobry", "Droga do prawdy to jedyny bezpośredni cel sztuki" czy "Za wszystko, nawet za najcięższe utrapienia, dziękować".