- Trudno nie reagować, widząc kobiety i dzieci zmierzające do europejskiego raju. Niestety, to są obrazki, które pokazuje się nam po to, żebyśmy nie myśleli racjonalnie nad tym, co się dzieje - mówił 22 czerwca wieczorem abp Jędraszewski o problemach na Bliskim Wschodzie.
Metropolita krakowski ostatni raz przed wakacjami spotkał się z wiernymi na "Dialogach u św. Anny". Opowiadał m.in. o tym, jak pomagać potrzebującym i dlaczego Episkopat Polski nie uznaje związków partnerskich.
Już na wstępie nawiązał do postawy św. Brata Alberta, którego nazwał "polskim św. Franciszkiem", dlatego że ukochał ubóstwo i drugiego człowieka. Stwierdził wręcz, że każda epoka ma swojego św. Franciszka czy św. Brata Alberta, bo w każdej z nich jest podział na bogatych i biednych. Jest zarazem wielu świadków miłości, którzy ludziom z tzw. marginesu pomagają zrozumieć, że życie wcale nie polega na tym, by na marginesie być.
- Naszym zadaniem jest dojście do punktu, w którym nędzę naprawdę przezwyciężymy przez Chrystusowy krzyż i odzyskamy siebie - zauważył abp Jędraszewski.
W czasie spotkania w kolegiacie św. Anny wyjaśnił również stanowczo, że Episkopat nie uzna związków partnerskich za małżeństwa. - Trudno, żebyśmy aprobowali od strony prawnej coś, co uderza w Bożą wizję i coś, co jest niezgodne z nauczaniem Kościoła o ludzkiej naturze - zaznaczył.
Dodał jednak, że każdej osobie należy się szacunek i dlatego żaden chrześcijanin nie może stygmatyzować osób dotkniętych homoseksualizmem. - Jakiekolwiek agresywne słowa czy zachowania na pewno nie mają nic wspólnego z tym, co głosi Kościół, a w tym kontekście powoływanie się na swój katolicyzm budzi pewien ból. Tak absolutnie nie powinno być - stwierdził arcybiskup.
Zapytany o to, jak reagować na sytuacje podobne do głośnego ostatnio przypadku ks. Kazimierza Sowy, wyjaśnił, że Kościół może działać przez odpowiednie prawo. - Jest to obrona bardzo krucha, bo Kościół nie ma własnej policji, armii ani więzień - ma słowo i gotowość do rozmowy. Jest również przestrzeń ogromnej wolności, w której ktoś może to przyjąć lub odrzucić. To jest słabość Kościoła, ale również jego siła, bo budujemy na wolności, na poczuciu odpowiedzialności i na tym, kim chcemy być w Kościele, idąc za nauczaniem Pana Jezusa, a nie szukając siebie - podkreślał.
Nawiązując z kolei do uchodźców, tłumaczył, że wyrywając ludzi z ich rodzimej kultury, nie można oczekiwać, że będą szczęśliwi, żyjąc z dala od domu, nawet w relatywnie dobrej sytuacji materialnej. Zauważył też, że wojny na Bliskim Wschodzie i wielka migracja ludzi to problemy w pewnym stopniu wzniecane przez wielkich z tego świata. - To jest ogromna krzywda, która się dzieje wielu narodom, a nami próbuje się manipulować, odwołując się do samych emocji. Trudno nie reagować, widząc kobiety i dzieci zmierzające do europejskiego raju. Niestety, to są obrazki, które pokazuje się nam po to, żebyśmy nie myśleli racjonalnie nad tym, co się dzieje - zaznaczył.