Obchody 1. rocznicy śmierci Heleny Kmieć w jej rodzinnej parafii św. Barbary w Libiążu rozpoczęły się od modlitwy przy grobie zamordowanej przed rokiem wolontariuszki Wolontariatu Misyjnego Salvator.
Na cmentarzu zebrali się jej bliscy - na czele z rodzicami, siostrą oraz wujkiem (biskupem seniorem archidiecezji krakowskiej, Janem Zającem), a także przyjaciele i mieszkańcy Libiąża, którzy Helenę znali na różnych etapach jej życia.
Wśród modlących się była m.in. Basia, z którą Helenka studiowała na Politechnice.
- Wraz z jeszcze jedną koleżanką tworzyłyśmy małą "paczkę". Wspomnienia o Helence wciąż są bardzo żywe, a pierwsze, co mi się nasuwa, to to, że Helena była zawsze pogodna, dobra i spokojna, a jednocześnie wszędzie było jej pełno. Czy chodziła obok mnie przyszła błogosławiona? Nie mam co do tego wątpliwości! - zapewnia.
Z kolei Nicola Frączek, która Helenkę znała od dziecka - razem bowiem chodziły na oazę, należały też do chóru parafialnego, a później stworzyły sekcję muzyczną w libiąskiej grupie Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej - mówi, iż myśląc o Helence, widzi radosną, pełną energii dziewczynę. - Wszystkich pocieszała, dodawała sił. Cicha, skromna, pięknie śpiewała i grała. Była autentyczna i prawdziwa, naturalna. Wciąż ciężko uwierzyć, że jej już nie ma - wspomina Nicola i dodaje, że często odwiedza grób Heleny.
- Z upływem czasu widzę też głębszy sens, jaki wypływa z jej śmierci, bo od tego czasu dzieje się wiele dobrego. Mało jest osób, które po śmieci robią tyle pozytywnego zamieszania, co Helenka, a o niej wszyscy mówią tylko dobrze. Co więcej, w parafii co miesiąc odbywają się adoracje Najświętszego Sakramentu, podczas których wspominana jest Helenka - opowiada.
Przy grobie Heleny modliła się też dziś s. Savia ze Zgromadzenia Służebniczek Dębickich, która tej nocy, gdy zginęła Helenka, była w Cochabamba, w Boliwii. - Przyjechałam tam na ostatnie 1,5 miesiąca przygotować ochronkę, w której miała pracować Helenka. Wtedy ją poznałam. W między czasie wyjechałam odwiedzić nasze placówki, a gdy wróciłam, to tego ostatniego wieczora byłyśmy razem na Mszy św. Potem się przywitałyśmy, a Helenka opowiedziała o remoncie ochronki - mówi s. Savia.
Następnie siostry odprowadziły Helenkę i Anitę Szuwald - drugą wolontariuszkę Wolontariatu Misyjnego Salvator, która podjęła się pracy w Cochabamba - do ich mieszkań. Rano się już nie spotkały w komplecie, bo kilka godzin później doszło do tragicznego napadu na ochronkę…
- Helenka dała się poznać jako dziewczyna bardzo pogodna, rozmodlona i zakochana wręcz w Chrystusie. Wiara, służba Bogu i bliźnim były jej pasją - podkreśla s. Savia.
Jak dodaje, po śmierci Heleny modliła się, prosząc ją o pomoc, by udało się wszystko załatwić i sprowadzić jej ciało do Polski. - Wiedziałam, że jest blisko Chrystusa, bo tego wieczora przyjęła Go w Komunii Świętej. Teraz też proszę ją o pomoc w wielu kwestiach i polecam jej trudne sprawy - wyznaje s. Savia.
Więcej o Helence można poczytać w serwisie specjalnym "Gościa Krakowskiego": krakow.gosc.pl/HelenaKmiec