W krakowskim kościele św. Mikołaja odbył się kolejny etap duchowych przygotowań do beatyfikacji pielęgniarki, która posługiwanie chorym łączyła ze świętością osobistą.
W świątyni, gdzie znajduje się grób służebnicy Bożej Hanny Chrzanowskiej (1902-1973), która 28 kwietnia zostanie wyniesiona w Krakowie na ołtarze, Mszę św. odprawił 28 lutego wieczorem bp Jan Szkodoń.
W homilii bp Szkodoń wspominał swoje spotkania z przyszłą błogosławioną, kiedy jako diakon studiował na VI roku w seminarium. - Pamiętam, jak opowiadała o służbie chorym, starszym, biednym. Mówiła o współpracy z kard. Karolem Wojtyłą i ks. inf. Ferdynandem Machayem. Pisałem wtedy pracę magisterską o ks. Machayu. Prosiłem, żeby opowiedziała mi coś więcej o proboszczu mariackim. Ona zaproponowała, żebym przyszedł do niej. I wtedy opowiadała mi o swojej współpracy z ks. inf. Machayem, gdy pomagała biednym potrzebującym, organizowała pomoc dla chorych, biednych w ramach parafii krakowskich, zachęcała kleryków, by odwiedzali chorych, kształciła młode pielęgniarki w duchu miłosiernej miłości względem chorych i potrzebujących - wspominał bp Szkodoń. Podkreślił, że źródłem duchowej siły H. Chrzanowskiej była głęboka więź z Panem Jezusem i szczere nabożeństwo do Matki Bożej.
Po Mszy św. ks. Mieczysław Niepsuj, rzymski postulator procesu beatyfikacyjnego, przybliżył zebranym sylwetkę, życiorys i kolejne etapy procesu służebnicy Bożej. - To jest moje drugie spotkanie z nią i jej dziełem - powiedział. - Pierwsze było, gdy w latach 60. XX w. miałem szczęście słuchać jej wykładu w ramach teologii pastoralnej, będąc alumnem w seminarium krakowskim. Był to wykład na temat domowej opieki pielęgniarskiej nad chorymi - wspominał ks. Niepsuj.
Na zakończenie przywołał cytat z listu H. Chrzanowskiej do kard. Wojtyły: "Jest mi dobrze na duchu. Jakże chcę wrócić do pracy, w której jestem potrzebna i patrzeć jeszcze na piękno świata, które w czasie mojej grzesznej, bezbożnej młodości było dla mnie najwyższym motywem. Ale już wiem od jakiegoś czasu, od niedawnej wędrówki po bieszczadzkich połoninach, że to piękno jest niczym wobec tego, które mnie czeka po śmierci. Boże mój, jakże będę szczęśliwa, jeśli będzie mi dane już teraz odejść. Nie, nie chodzi o piękno. Chodzi o Miłość, w której kiedyś, po pokucie tak bardzo mi należnej, zamieszkam".