- Ponieważ jest tu więcej dzieci, to prościej jest zorganizować coś specjalnie dla nich - mówi o przeżywaniu Triduum Paschalnego w formie rekolekcji Dominik Radziszowski.
Przyjechaliście do Bystrej w siódemkę - z piątką dzieci (w tym jedno "w drodze"). Dlaczego wybraliście taką formę spędzenia świąt?
W ubiegłym roku byliśmy na Triduum, zorganizowanym przez wspólnotę, w Tenczynie. Narodziło się pragnienie, żeby również w tym roku w podobny sposób - rodzinnie - spędzać ten czas.
Ponieważ Ruch Światło-Życie jest nam bardzo bliski, pojawił się pomysł, żeby przeżyć Triduum, zgodnie ze wszystkimi kanonami liturgicznymi, jak to jest pielęgnowane w Ruchu. Okazało się, że takich rodzin jest więcej i dlatego jesteśmy tu z przyjaciółmi i ich rodzinami, dla których ten czas jest również ważniejszy niż gotowanie, sprzątanie i wszystkie rzeczy, które nas zwykle odciągają od tego, co w tych świętach jest najważniejsze.
W przeszłości nie wyobrażałem sobie świąt poza domem. Wydawało mi się, że wyjeżdżanie w tym okresie to nie jest dobry pomysł, kojarzyło mi się z ucieczką od tradycji - wyjedźmy, bo to fajny czas, w którym można się zrelaksować gdzieś w cieplejszych krajach.
Natomiast wyjazd na Triduum jest esencją uczestnictwa w tych trzech dniach w pełny sposób. W domu jest to trudne. Szczególnie z dziećmi, bo wiadomo, że te codzienne rzeczy mocno absorbują. Jedyny sposób, to je zostawić.
Mimo, że przyjechaliście z dziećmi, to "świąteczna logistyka" jest łatwiejsza?
Zdecydowanie - dzięki pomocy całej wspólnoty i sióstr, które nas goszczą. Jest też trochę tak, że im więcej dzieci, tym mniej uwagi one potrzebują. Są ze swoimi rówieśnikami, z nimi się bawią, z nimi rozrabiają. Wystarczy, żeby jedno z małżonków - któreś z nas albo ktoś z naszych znajomych - miało je na oku, a reszta może w tym czasie przeżywać liturgię. Zdecydowanie we wspólnocie dzieci są mniej absorbujące.
Na rekolekcjach Triduum jest bogata liturgia, jest i tradycja. Dzieci ozdabiały dziś pisanki, było święcenie pokarmów. Jak na całość przeżywania świąt wpływa taki pobyt?
Jest to głębsze, bo można się skoncentrować na tym, co najważniejsze i poświęcić temu więcej czasu. Poza tym ponieważ dzieci jest więcej, to prościej jest zorganizować coś specjalnie dla nich. W parafii jest to trudniejsze i dzieci nawet zabrane do kościoła czują się trochę w świecie dorosłych.
Tutaj mogą zobaczyć, że ich rówieśnicy też na swój dziecięcy sposób przeżywają te święta, modlą się. Tak było podczas wczorajszej Drogi Krzyżowej czy dzisiejszej adoracji Pana Jezusa w grobie. Sądzę, że to ważne, byśmy nie tylko jako małżonkowie się rozwijali, ale żebyśmy przede wszystkim prowadzili nasze dzieci przez przykład. Także pokazując inne rodziny, które żyją w ten sam sposób.
Jak na to, że wracacie dopiero w Niedzielę Wielkanocną, zareagowała reszta rodziny, dziadkowie?
Zaraz w niedzielę jedziemy do mojej mamy na późne śniadanie. Z teściami spotkamy się jeśli nie w pierwszy, to w drugi dzień świąt. Jeśli człowiek decyduje się na jakieś dobro, to musi zrezygnować z czegoś innego. My zdecydowaliśmy się na dużą rodzinę i jedną z konsekwencji tego wyboru jest to, że głównie poświęcamy się naszym dzieciom. Oczywiście bez dziadków nie byłoby to możliwe, oni wspierają nas na różnych frontach, ale akurat te trzy święte dni przeżywamy w ten sposób i oni to rozumieją.