Policja ostrzega, proceder się szerzy, pasażerowie, miejcie się na baczności.
Czy może być większy pech w podróży niż utrata cennego bagażu? I to nie podręcznego, zabranego przez przypadkowego (ale tylko w ocenie okradzionego) sąsiada hojnie częstującego alkoholem w przedziale kolejowym, ale tego, który został zapakowany do autobusowego luku?
Od pewnego czasu na zakopiańskim dworcu coraz częściej rozlegają się okrzyki rozpaczy ludzi daremnie poszukujących swoich waliz, plecaków, toreb, które nie przyjechały z nimi z Krakowa. Tamtejsza policja podejrzewa, że do ich kradzieży dochodzi w miejscu wsiadania. Każdy pasażer stara się bowiem jak najszybciej schować swoje bagaże do luku, a następnie prędko udaje się na swoje miejsce lub do kierowcy, aby kupić bilet.
Złodziej ma wtedy bardzo łatwe zadanie. Wystarczy poczekać, aż potencjalna ofiara zniknie w środku autokaru, sprawdzić, czy nie usiadła przypadkiem przy oknie nad lukiem, do którego włożyła wcześniej bagaż, wyciągnąć go i nieśpiesznie – aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń – oddalić się z nim w ustronne miejsce.
Jeżeli ktoś zwróciłby wyjmującej walizkę czy torbę osobie uwagę, że jest to przecież pierwszy przystanek, a więc wykonuje się na nim wyłącznie odwrotną czynność, z pewnością odpowie ona, że pomyliła autobus i dlatego zabiera swój bagaż; w ostateczności weźmie nogi za pas.
Jeszcze łatwiej jest z kursami przelotowymi, kiedy część pasażerów wsiada, a część wysiada – wtedy nikogo nie dziwi wyjmowanie czegokolwiek z luku. Nawet złapany za rękę na gorącym uczynku złodziej może tłumaczyć, że on tylko odstawia na bok dany bagaż, bo szuka swojego w głębi luku.
Oskarżani w pierwszym odruchu przez okradzionych pasażerów o brak opieki nad ich mieniem kierowcy tłumaczą, że są tylko przez chwilę przy luku, a potem zajmują się już wyłącznie sprawdzaniem i sprzedażą biletów.
Policja obiecuje wzmożoną czujność patroli i cywilnych funkcjonariuszy na krakowskim dworcu autobusowym, zalecając jednak pasażerom regularne wyglądanie przez okna, żeby sprawdzić, czy ktoś nie odchodzi właśnie z ich bagażem. Stróże prawa nie kryją jednak obawy, czy ten niecny proceder nie rozprzestrzeni się na całą Polskę.