Od grudnia pociągiem z Krakowa nie dojedziemy do Spytkowic, Zatora czy Oświęcimia. Dla władz Małopolski ta linia nie jest rentowna. Ale mieszkańcy protestują.
Trwa zbieranie podpisów pod apelem o utrzymanie linii. Mieszkańcy Skawiny, Ryczowa, Brzeźnicy czy Spytkowic argumentują, że pociąg pozwala im dojeżdżać do szkoły czy pracy bez stania w korkach. Busy nie zawsze są w stanie zabrać wszystkich chętnych. Pociąg pozwala także unikać przesiadek. Apel popiera Adam Najder, burmistrz Skawiny. List w tej sprawie do marszałka napisali szefowie zainteresowanych gmin: Brzeźnicy, Oświęcimia, Przeciszowa i Spytkowic.
Roman Ciepiela, wicemarszałek województwa małopolskiego, wielokrotnie argumentował, że linia ta ma bardzo małe „obłożenie” i nie warto do niej dopłacać. A w tym roku z budżetu województwa dołożono do kolei prawie 70 mln zł. Ta trasa rocznie pochłania 3 miliony, a wpływy z biletów wynoszą niecałe 300 tys. Jej likwidacja jest przesądzona, bo rentowność wynosi 9 proc., a rozważano już likwidację kursów z 30-proc. rentownością. – Nie możemy sobie pozwolić, aby pociągi woziły powietrze i kilkanaście osób na całej trasie – komentuje Piotr Chodorczuk, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.
Ludzie mieszkający na tej trasie są rozgoryczeni. – Scenariusz jest zawsze ten sam: najpierw robi się wszystko, by zniechęcić pasażerów do korzystania z kolei, a potem uzasadnia, że wagony wożą powietrze – irytuje się Adam Godyń. W arsenale „zniechęcania” były już – jego zdaniem – uciążliwe remonty torów, fatalny rozkład jazdy i nieodpowiedni tabor. Dopiero niedawno na oświęcimskiej trasie pojawiły się efektowne szynobusy. Jak się okazuje – nie na długo.