O XIX Pielgrzymce Duszpasterstwa Trzeźwości do Kalwarii Zebrzydowskiej i szukaniu Boga w drodze do trzeźwości opowiada ks. Mirosław Żak. Rozmawia Miłosz Kluba.
Ile osób bierze zwykle udział w pielgrzymce?
Bazylika była pełna. Myślę, że było około dwóch–trzech tysięcy osób. Kiedy zaczynaliśmy 19 lat temu, było 70 osób – mieściliśmy się w kaplicy Matki Bożej. Co roku przyjeżdża coraz więcej osób i często słyszę, że coś dzieje się w sercu podczas tej pielgrzymki: świadectwa, wspólna modlitwa, doświadczenie dotknięcia łaską Bożą. To, oczywiście, nie zwalnia z codziennej pracy nad sobą.
Co najbardziej porusza?
Kulminacyjnym momentem każdej pielgrzymki jest Eucharystia, ale ogromnym przeżyciem jest dla uczestników Droga Krzyżowa. Podczas poszczególnych stacji zawsze proszę, by dzielili się świadectwami, by wypowiadali swoje intencje i dziękczynienia.
W tym roku jednym ze świadectw była historia chłopaka, który wyszedł z więzienia. Trafił tam na skutek przestępstwa popełnionego pod wpływem alkoholu. Wyszedł i zaczął z powrotem pić. Przygarnęła go wtedy dziewczyna – sama uzależniona – niepijąca już od jakiegoś czasu. Ona przyprowadziła go do wspólnoty anonimowych alkoholików. Nawrócił się, a w tym roku pierwszy raz miał odwagę wyjść i o tym opowiedzieć. Dziękował Bogu za trzeźwość, ale też tej dziewczynie, która dziś jest jego żoną.
Czym tegoroczna pielgrzymka różniła się od poprzednich?
Zauważyłem, że do świadectw podeszło bardzo dużo osób współuzależnionych, czyli członków rodzin alkoholików, którzy dziękowali, że do domu wróciły pokój i zgoda, zburzone przez alkohol. Myślę, że te osoby wciąż są jakoś na uboczu. Dla uzależnionych jest dużo propozycji terapii, rekolekcji, pielgrzymek, natomiast ci, którzy żyją pod jednym dachem z alkoholikami, są w cieniu. A ich jest przecież znacznie więcej, bo każdy alkoholik wiąże ze sobą kilkoro bliskich. Poza tym oni cierpią znacznie dłużej. Kiedy alkoholik zaczyna pić, to jemu jest dobrze, znieczula się, a oni już cierpią. Cały czas, bez znieczulenia. Myślę, że trzeba te osoby otoczyć większą troską, modlitwą i zastanowić się nad szerszą możliwością pomocy. Bo ich jest znacznie więcej.
Jakie miejsce w programie Duszpasterstwa Trzeźwości zajmują takie wyjazdy?
To jest taki polski fenomen. Przyjechała w tym roku kobieta, która była zaangażowana w grupy Al-anon. Jej mąż jest alkoholikiem, nie pije już 21 lat. Kilka lat temu znalazł pracę w Anglii i wyjechali. Opowiadała, że bardzo jej tego brakuje: mają tam grupę AA i wsparcie dla współuzależnionych, ale nie ma właśnie pielgrzymek, rekolekcji, spotkań religijnych czy modlitewnych. Tymczasem to jest konsekwencja realizacji programu AA. Ten program, nie podając konkretnej definicji, mówi, że konieczne jest zawierzenie się „Bogu, jakkolwiek go pojmujemy”. Ale jeżeli ktoś konsekwentnie realizuje ten program, musi w końcu postawić sobie pytanie: "W kogo ja właściwie wierzę?". Za tym idzie powrót do Kościoła, do sakramentów. Okazuje się, że często ta religijność jest bardzo żywa, żarliwa, wypływająca z bardzo osobistego spotkania z Bogiem. Ze świadomości, że Pan Bóg mi pomógł w życiu, że on dał mi łaskę trzeźwości, że postawił na mojej drodze ludzi, którzy mnie uratowali.
XIX Pielgrzymka Duszpasterstwa Trzeźwości odbywa się co roku w trzecią sobotę października. W tym roku wspólnoty AA oraz Al-anon przyjechały do Kalwarii Zebrzydowskiej 20 października.