Święta narodowe winny być okazją do manifestacji jedności. Lewica postanowiła się jednak z tego wyłamać.
Nic nie szkodzi, a nawet jest to wskazane, aby była to jedność w różnorodności, manifestowana w rozmaity sposób przez rozmaite organizacje czy poszczególnych obywateli.
W bieżącym roku postanowiła się z tej niepisanej umowy wyłamać lewica, organizując 7 listopada w Krakowie konkurencyjne obchody rocznicy odzyskania niepodległości. Krakowianie już kilka dni wcześniej mogli oglądać w mieście biało-czerwone plakaty z napisem: „7 listopada – rocznica utworzenia niepodległego państwa polskiego”.
Lewicowcy wybrali tę datę, ze względu na rocznicę utworzenia w Lublinie Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej z wybitnym galicyjskim działaczem socjalistycznym Ignacym Daszyńskim na czele. Działacze kilkunastu lewicowych środowisk, między innymi: Kuźnicy, Federacji Młodych Socjaldemokratów, Polskiej Partii Socjalistycznej, Centrum Daszyńskiego, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, złożyli kwiaty przed grobem Daszyńskiego na krakowskim cmentarzu Rakowickim, następnie przeszli pod pomnik Czynu Rewolucyjnego, gdzie odczytano manifest rządu lubelskiego.
Nie miałbym nic przeciw obchodzeniu przez lewicowców tej rocznicy, jako przypomnienia jednego z etapów odzyskiwania niepodległości, w którym lewica (ale nie ta komunistyczna!) miała swój poczesny udział. Przeciwstawianie jednak 7 listopada 11. dniu tego miesiąca, który od 1937 r. Polacy obchodzą jako święto odzyskania niepodległości, jest i chybione, i szkodliwe. Chybione, bo rząd Daszyńskiego istniał zaledwie kilka dni i jego dorobek państwowotwórczy był mizerny w stosunku choćby do powoływanych od 1917 r. przez Radę Regencyjną rządów Królestwa Polskiego kolejnych rządów, m.in. Jana Kucharzewskiego, które powołały sprawnie działającą administrację. Szkodliwe zaś, bo łamie niepisaną tradycję świętowania 11 listopada. Symboliczność tej daty jako ogólnopaństwowego święta została powszechnie zaakceptowana. Lewicowa fronda czyni tu zaś niebezpieczny wyłom. Ich obchody, choć odbyły się w Krakowie, były traktowane nie jako inicjatywa lokalna, lecz wydarzenie ogólnopolskie.