Jerzy Miller opublikował wyjaśnienia dotyczące interwencji pogotowia ratunkowego z 15 listopada. Dyspozytor z Krakowa wysłał do Skrzypnego (pow. nowotarski) karetkę z Zakopanego.
Przejechanie 19 km zajęło załodze karetki ponad 40 minut. Gdy dotarli na miejsce, kobieta, do której wezwano pogotowie, już nie żyła.
– Brak wiedzy na temat podstawowych zasad funkcjonowania zespołów ratownictwa medycznego oraz brak umiejętności w posługiwaniu się sprzętem teleinformatycznym to główna przyczyna opóźnienia w dojeździe karetki z Zakopanego do chorej w Skrzypnem – ocenia wojewoda małopolski po otrzymaniu wyjaśnień z Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego oraz od dyrekcji Szpitala Powiatowego im. dr. Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.
W opublikowanym wyjaśnieniu czytamy, że wszystkie zespoły ratownictwa medycznego w rejonie Nowego Targu stacjonujące najbliżej miejsca zdarzenia były zajęte. To dlatego dyspozytor podjął decyzję o wysłaniu na miejsce najbliższego wolnego zespołu z sąsiedniego rejonu operacyjnego. Praktyka była stosowana także przed wprowadzeniem scentralizowanej dyspozytorni (więcej o nowym systemie działania pogotowia w Małopolsce przeczytacie Państwo tutaj). Do tej pory jednak wymagało to telefonicznego ustalania między dyspozytorami, gdzie znajdują się wolne karetki. "Zespoły ratownictwa medycznego dysponują takim samym sprzętem teleinformatycznym, jakim dysponowały przed wprowadzeniem skoncentrowanej dyspozytorni. Nie odebrano im żadnej dotychczasowej możliwości kontaktu, natomiast dodano kolejne" – czytamy w dalszej części komunikatu.
Tymczasem z wcześniejszych doniesień wynika, że załoga karetki ostrzegała dyspozytora, że nie zna terenu, z którego pochodzi zgłoszenie. Miała kierować się mapą satelitarną, ale w drodze urządzenie GPS straciło sygnał.
Zdaniem wojewody, to określony zespół ratownictwa medycznego, zadysponowany tego dnia, nie posiadał pełnej wiedzy i umiejętności pozwalających na wykorzystanie pełnych możliwości systemu teleinformatycznego oraz nie zastosował się także do zasad współpracy z dyspozytorami. Świadczyć o tym ma fakt, że następnego dnia ta sama karetka, ale z innym zespołem, zadysponowana w ten sam rejon "nie miała żadnych kłopotów z dotarciem na miejsce i udzieleniem pomocy".
Sprawa nie jest zakończona. Zainteresowała się nią prokuratura, która również zamierza dokładnie zbadać okoliczności zdarzenia. Wojewoda zapowiedział kontrolę poziomu umiejętności obsługi używanego sprzętu i znajomości procedur wśród personelu pogotowia, a także ustalenie, czy załoga wysłana do Skrzypnego brała udział w szkoleniach z obsługi sprzętu prowadzonych przez producenta. Jeśli okaże się, że jego obsługa sprawia problem również innym osobom – zapowiada wojewoda – przeprowadzone zostaną dodatkowe szkolenia zakończone egzaminem.