Ona i on. Marta i Wojtek. Teoretycznie mają wszystko. Siebie, czyli miłość, dobrą pracę i karierę (ona jest wziętą prawniczką), nowe mieszkanie. Brakuje tylko dziecka.
Ona (Magdalena Walach) to wulkan emocji. On (Marcin Sianko) to wieczny optymista, który wulkan próbuje jakoś okiełznać. Podczas urządzania mieszkania sprzeczają się. O drobiazgi, o to, jak poukładać klocki, by wszystkie do siebie pasowały. Bo w tym spektaklu scenografia jest bardzo skromna, symboliczna – nie ma prawdziwych mebli, rekwizytów. Są za to ogromne klocki. I ciężko te klocki dobrze zaprojektować. Nie wiadomo, gdzie ustawić szafę, gdzie łóżko, fotele, stół... Tak, jak ciężko zaprojektować życie. Zwłaszcza, gdy nagle to idealnie zaplanowane życie (nawet dziecko miało być idealne, zdrowe, absolutnie bez wady genetycznej) „zagina się”. Klocki się burzą i nic już nie jest tak, jak być miało. Bo zjawia się Ono. Jest „inne”. Czeka na miłość, ale rodzice najpierw muszą zmierzyć się ze swoimi emocjami: żalem, lękiem, smutkiem, rozpaczą, niepewnością, histerią, by nauczyć się je kochać. Trudno się im dziwić, gdy lekarka przekazuje diagnozę (zespół Downa) w sposób lekki, dowcipny, komediowy wręcz – śpiewając, że dziecko „Może się urodzi bez rączek, może bez nóżek, a może bez połowy mózgu? A może jednak będzie zdrowe? Na razie nie wiadomo. Ale nie ma się czym przejmować, państwo są jeszcze młodzi... Prawdopodobieństwo jest jak 1 do 10!”. Tak, jeden do 10, więc... nic pewnego.
A jednak dziecko rodzi się chore i w domu Marty i Wojtka, którzy są symbolem wielu rodzin zmagających się z niepełnosprawnością i ciężką chorobą, zaczyna się taniec rozpaczy. Nie da się uciec od trudnych pytań: Czyja to wina? Jego czy jej? Co dalej? Czy postarać się o drugie (zdrowe) dziecko? A może jakieś adoptować? I czy umiemy jeszcze normalnie rozmawiać? Nie da się też wymazać z głowy ojca dramatycznego marzenia, by jego córeczka zmarła przed nim. By nie błąkała się po domach opieki.
Marta i Wojtek do tej miłości muszą dojrzeć. I dojrzewają. Dlatego tak przejmująca jest ostatnia scena, gdy zza kulis słychać chór mówiących o sobie osób z zespołem Downa (a ich głowy pełne są marzeń i radości) i rozlega się rozpaczliwy płacz dziecka. A Marta staje w końcu nad wózkiem i na dziecko spogląda z niepewnością i z czułością. Coś w niej pęka.
Ten spektakl, który żadnego z widzów nie pozostawia obojętnym (bo widzowie po sztuce nie wstają z foteli, ale siedzą, przeżywają ją i nie wstydzą się łez), to historia z życia wzięta. „d o w n_u s”, po prostu. Skłania do refleksji, wzrusza i mówi „nie” aborcji.
„d o w n_u s” nie byłoby bez Magdaleny Chaszczyńskiej, na co dzień radcy prawnego, która swoje serce oddaje osobom z zespołem Downa, prowadząc Stowarzyszenie "Graal" na Rzecz Rozwoju Osobowości Dzieci. Bez jej syna Michała. Bez „Graala” i ludzi z nim związanych. Bez reżysera Dariusza Starczewskiego, autora scenariusza Bogdana T. Graczyka i znakomitych aktorów.
Więcej o spektaklu i „Graalu” napiszemy w 50. numerze krakowskiego „Gościa”, a już dziś zapraszamy na spektakl, który odbędzie się 10 grudnia o godz. 18 i 20 w pałacyku „Sokół” w Skawinie (ul. Mickiewicza 7). Warto też zapisać się na warsztaty – dla dzieci i dla dorosłych (12 grudnia). Szczegóły na: www.graal.org.pl.