Rok wielkiego kaznodziei kończy ciekawa książka o nim. Prof. Krzysztof Koehler z Krakowa niczym detektyw szedł tropami życia i myśli ks. Piotra Skargi.
Rok 2012 poświęcono ks. Skardze ze względu na mijającą wówczas 400. rocznicę jego śmierci. Szczególnie pamiętano o autorze „Kazań sejmowych”, „Żywotów świętych” i „O jedności Kościoła Bożego” w Krakowie. Ten szermierz wiary tu bowiem się kształcił, tu był przełożonym domu jezuickiego przy kościele św. Barbary, tu wreszcie umarł 27 września 1612 r. i został pochowany w krypcie kościoła świętych Piotra i Pawła.
Krakowską pozostałością jubileuszu jest m.in. wydana przez jezuickich konfratrów księga pamiątkowa „Ks. Piotr Skarga (1536–1612). Życie i dzieło” oraz płyta DVD z fabularyzowanym filmem dokumentalnym „Skarga”, wyprodukowanym przez Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi. Pod koniec roku dołączyła do tego książka „Boży podżegacz. Opowieść o Piotrze Skardze”. Opublikowano ją wprawdzie w Warszawie, staraniem Narodowego Centrum Kultury i Wydawnictwa Sic!, ale autor jest krakowianinem.
Tytuł profesorski przy nazwisku autora każe zazwyczaj obawiać się nudy w treści publikacji. Prof. Krzysztof Koehler jest jednak nie tylko wytrawnym historykiem literatury staropolskiej, lecz także świetnym poetą, eseistą, scenarzystą filmów. Dlatego jego opowieść o Skardze nie jest nudna. Zaczyna się przy trumnie tego wielkiego nauczyciela Kościoła i narodu. Autor wyciąga spod sarkofagu poupychane tam kartki z prośbami modlitewnymi. Sam dodaje swoją.
„Więc proszę też o to, aby udało mi się nie skłamać. O to, by udało mi się odczytać wszystko możliwie tak, jak było. Bym potrafił ograniczać, kiełznać, przyciągać wędzidłem swoją XXI-wieczną, humanistyczną, zaślepioną technologią pychę. Bym nie wpychał się przed swojego bohatera ze swoją śledzienniczą lub konferansjerską dociekliwością. Bym potrafił odczytać ukryte i jawne działania tego człowieka, którego nagrobkiem jest jeden z większych kościołów w Krakowie” – napisał Koehler.
Te prośby zostały wysłuchane. Książkę czyta się z zapartym tchem, wzdychając, że niełatwo współcześnie o nowego Skargę.