Szok, zaskoczenie, smutek, niedowierzanie. Te słowa po ogłoszeniu decyzji Benedykta XVI o abdykacji były odmieniane w mediach przez wszystkie przypadki. A gdzie w tym wszystkim wiara?
W poniedziałek, gdy emocje sięgały zenitu, ciężko było się uwolnić od pytań zadawanych przez stacje radiowe, telewizyjne, portale internetowe. Najczęściej pojawiało się jedno: "Jak to możliwe, że papież zrezygnował ze sprawowania urzędu w Roku Wiary?". Czytając kolejne newsy, słuchając „mądrych” przemyśleń na ten temat i niektórych pytań zadawanych kard. Stanisławowi Dziwiszowi przez moich kolegów po fachu podczas konferencji prasowej w krakowskiej kurii, przypomniały mi się słowa hymnu spotkania z Benedyktem XVI na krakowskich Błoniach i hasło papieskiej pielgrzymki do Polski w 2006 r.: „Trwajcie mocni w wierze”.
No właśnie. Może więc warto ostudzić emocje i niedowierzanie zastąpić wiarą w to, że to, co po ludzku wydaje się być nieprawdopodobne lub czasem pozbawione sensu, z perspektywy wiary pisanej przez duże „W” ma sens głęboki?
Bo to, że papież ogłasza abdykację w otwartym przez siebie Roku Wiary, jest nie tylko rzeczą możliwą (a raczej jest już faktem dokonanym). Idąc nieco dalej, to historyczne wydarzenie można nawet odczytać jako niezwykłe zadanie od ustępującego Ojca Świętego. Zadanie, by chrześcijanie z całego świata (ci z Grodu Kraka też) wiary nigdy nie stracili, by ją pogłębiali i z ufnością wsłuchiwali się w Boży plan. To o tym Benedykt XVI mówił nam od pierwszych chwil swojego pontyfikatu. W Krakowie też mówił. Pamiętamy? Warto odszukać w internecie teksty jego homilii i wystąpień. I po nitce dojść do kłębka.
„Drodzy Przyjaciele, co to znaczy budować na skale? Budować na skale to znaczy również budować na Kimś, kto jest odrzucony. (…) To odrzucenie Jezusa przez ludzi, o którym mówi św. Piotr, powtarza się w historii ludzkości i sięga również naszych czasów. (…) Jeśli w budowaniu domu waszego życia napotykacie na tych, którzy pogardzają fundamentem, na którym budujecie, nie zniechęcajcie się! Wiara mocna musi przejść przez próby. Wiara żywa musi ciągle wzrastać. Nasza wiara w Jezusa musi często się konfrontować z niewiarą innych, by pozostać naszą wiarą na zawsze. (…)”. To ze spotkania z młodzieżą na krakowskich Błoniach 27 maja 2006 r.
„Na początku drugiego roku mojego pontyfikatu przybyłem do Polski i do Krakowa z potrzeby serca, w pielgrzymce po śladach mojego Poprzednika. Pragnąłem oddychać powietrzem jego Ojczyzny. Pragnąłem patrzeć na ziemię, na której się urodził i na której dorastał do podjęcia niestrudzonej służby Chrystusowi i Jego Kościołowi powszechnemu. Pragnąłem przede wszystkim spotkać żywych ludzi, jego Rodaków, zakosztować waszej wiary, z której wyrósł, i upewnić się, czy w niej trwacie. Chciałem też z tego miejsca prosić Boga, by zachował w was dziedzictwo wiary, nadziei i miłości, jakie pozostawił światu, a wam szczególnie, Jan Paweł II” – te słowa mówił Ojciec Święty dzień później, 28 maja, podczas Mszy św. w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego.
A to druga perełka z tej samej homilii: „Hasłem mojej podróży śladami Jana Pawła II po polskiej ziemi są słowa: »Trwajcie mocni w wierze!«. Wezwanie zawarte w tych słowach skierowane jest do nas wszystkich tworzących wspólnotę uczniów Chrystusa. Skierowane jest do każdego z nas. Wiara jest bardzo osobistym aktem człowieka, który realizuje się w dwóch wymiarach. Wierzyć to przede wszystkim znaczy uznać za prawdę to, czego do końca nie ogarnia nasz umysł. Trzeba przyjąć to, co Bóg nam objawia o sobie, o nas samych i o otaczającej nas rzeczywistości, także tej niewidzialnej, niepojętej, niewyobrażalnej. Ten akt przyjęcia prawdy objawionej poszerza horyzont naszego poznania i pozwala dotrzeć do tajemnicy, w jakiej zanurzona jest nasza egzystencja. Jednak zgoda na takie ograniczenie możliwości rozumu nie przychodzi łatwo. I tu wiara jawi się w swoim drugim wymiarze: jako zaufanie osobie – nie zwyczajnej osobie, ale Chrystusowi. Ważne jest, w co wierzymy, ale jeszcze ważniejsze, komu wierzymy”.
Proste to i jakże trudne zarazem. Ale właśnie wczytanie się w te i w inne słowa Ojca Świętego pomaga ze spokojem przyjąć decyzję Benedykta XVI, dostrzec w niej sens i zrozumieć, że ogłoszenie jej w Roku Wiary przypadkiem nie jest. Bo w wierze o przypadkach nie ma mowy.
I jeszcze jedno. Georg Ratzinger, brat Benedykta XVI, w rozmowie z dziennikarzem Radia RMF powiedział, że o zamiarze abdykacji dowiedział się już kilka miesięcy temu oraz że papież nie miał wątpliwości, podejmując tę decyzję. Był jej pewien. A skoro tak, to nikt nie powinien mieć wątpliwości, że musiał ją porządnie przemodlić. Pewnie podczas tych „rozmów z niebem” padły i słowa, które papież również wypowiedział w Krakowie: „Panie, nie chcę w życiu robić nic przeciw Tobie, bo Ty wiesz, co jest najlepsze dla mnie. Tylko Ty masz słowa życia wiecznego”.
Nie oznacza to, że tak skonsultowana decyzja była łatwa, ale uwierzmy, że słuszna i konieczna. I ma sens. W przeciwieństwie do pytania zadanego na wspomnianej już konferencji w krakowskiej kurii: „Czy Duch Święty podpowiada już Księdzu Kardynałowi, kto zostanie nowym papieżem?”.
Podpowie, w odpowiednim czasie.