Lata mijają, a sądy wciąż nie tracą nadziei, że uda się „coś” znaleźć na Lecha Jeziornego.
Znani w Krakowie opozycjoniści z czasów PRL ratują upadające zakłady mięsne. Rewitalizują tereny poprzemysłowe, tworzą miejsca pracy. W 2003 roku dowiadują się, że tworzą zorganizowaną grupę przestępczą. Lądują w ciężkim więzieniu, przez 8 miesięcy nie są nawet przesłuchiwani, choć w ich sprawie powołano specjalny międzyresortowy zespół zadaniowy. Rodziny przeżywają ciężką traumę, firma pada, ludzie lądują na bruku. Po 7 latach sąd umarza sprawę z braku dowodów. Happy end? Nic z tych rzeczy.
Organy państwa nadal idą w zaparte. Zasada, że wszelkie wątpliwości przemawiają na korzyść oskarżonego w tym przypadku przyjmuje brzmienie: dopóki jest nadzieja, że „coś” się na oskarżonego znajdzie, nie przepraszamy, nie płacimy odszkodowań, nie szukamy winnych. I tej wersji państwo będzie się trzymać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Ale Lech Jeziorny nie ma zamiaru czekać. Domaga się zwrotu niesłusznie skonfiskowanych przez urząd skarbowy pieniędzy, ukarania prokuratora-iluzjonisty (który potrafił zrobić akt oskarżenia z niczego) i odszkodowania za 9 miesięcy niesłusznego aresztu. Wtedy przekonuje się, że układ, którego padł ofiarą, wciąż pozostaje dla niego zamknięty.
Jeden sąd sprawę prokuratora umarza. Bo się przedawniła. Drugi (NSA) w kwestii „domiaru” sprzed 10 lat orzeka, że nie musi zostać zwrócony, choć inne sądy potwierdziły wcześniej bezzasadność jego wymierzenia. Trzeci sąd właśnie zadecydował, że odszkodowania Lech Jeziorny nie dostanie. Bo może i w tej sprawie jest niewinny, ale w innej... kto wie?
Toczy się bowiem wciąż proces ws. krakowskiego Polmozbytu, w którego Radzie Nadzorczej Jeziorny zasiadał. Toczy się niespiesznie. W lutym – jak z bicza strzelił – minęło 7 lat. Główny oskarżony Witold Szybowski, były rajdowiec, nie doczekał wyroku – zmarł latem ub. roku na skutek wylewu. Pozostali wciąż żyją z piętnem aferzystów. Jak widać, nie tylko symbolicznym, skoro sąd III RP nie traci nadziei, że owe 9 miesięcy aresztu spędzone w celi dla „niebezpiecznych” uda się dopisać do jakiegoś rachunku.
Historią Lecha Jeziornego i jego wspólników zainspirował się Ryszard Bugajski. Jego film „Układ zamknięty”, który niebawem wejdzie na ekrany, może stanie się przyczynkiem do poważnego sądu nad wymiarem sprawiedliwości, który wydaje takie wyroki.