Testomania, czyli ptaszki przy literkach

Dla wybranych wakacje nie zaczynają się w ostatni piątek czerwca. Niektórzy uczniowie już je mają.

Np. szóstoklasiści, którzy 4 kwietnia pisali pierwszy poważny egzamin w swoim życiu – sprawdzian przygotowany przez Centralną Komisję Egzaminacyjną. Wysiłek uczniów, a przede wszystkim ich pedagogów, został postawiony na jedną kartę: test musi wypaść jak najlepiej.

Była praca w pocie czoła, dodatkowe lekcje, niezliczone próbne sprawdziany. W mniejszych szkołach i miastach uczniowie nawet z bardzo słabym wynikiem z testu dostaną się do rejonowego gimnazjum. Dzieci są tego w pełni świadome, a więc po co mają jeszcze cokolwiek robić, po co się uczyć, poprawiać oceny, aby świadectwo „w miarę wyglądało”.

Nieco inaczej sprawa wygląda w większych ośrodkach. Aby dostać się do wymarzonego gimnazjum, liczą się też punkty ze świadectwa. A więc tacy uczniowie muszą jeszcze dalej pracować.

Swój egzamin – „przepustkę” do szkoły ponadgimnazjalnej – za chwilę będę zdawać także gimnazjaliści. I tu mamy analogiczną sytuacje. Niektórzy z odważniejszej młodzieży przyznają wprost, że wynik z egzaminu to problem nauczycieli, „bo ja do żadnej szkoły się nie wybieram”.

Nikt nie neguje potrzebny organizowania egzaminów zewnętrznych, jednak polska szkoła nie może i nie powinna być podporządkowana tylko i wyłącznie testom, bo inaczej – jak mówiła mi kiedyś aktorka Katarzyna Łaniewska – będziemy tylko uczyć dzieci „stawiania ptaszków przy literce A, B, C lub D”. Warto też przemyśleć terminy ich organizowania. Nie można też zrównywać placówek ze sobą i porównywać wyniki osiągnięte przez uczniów. Bo jak można zestawić osiągnięcia uczniów z elitarnej placówki z tymi ze szkoły z „trudnej dzielnicy”? Jak porównać wyniki klasy niemal trzydziestoosobowej z wynikami klasy, do której uczęszcza maksymalnie kilkanaścioro dzieci? Podobnych pytań można postawiać jeszcze więcej. Ale to już temat na inny komentarz.


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..