Wiele kontrowersji narosło wokół Międzyzakładowej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej w Nowym Targu, z której wyciekło ponad pół miliona złotych.
Niestety, nie wszystkim zależy na rozwianiu niejasności i zwrocie pieniędzy wziętych z pożyczek. Do kasy należy blisko 2 tys. osób, głównie nauczycieli z powiatu nowotarskiego, tatrzańskiego i suskiego. Problemy z jej właściwym funkcjonowaniem zaczęły się już wtedy, kiedy samorządy przejęły szkoły, czyli w połowie lat 90. XX wieku. – Najlepszym rozwiązaniem byłoby założenie kas w poszczególnych gminach. Jednak ze strony samorządów nie było takiej woli. Proponowałem podobne rozwiązanie – mówi Bogusław Waksmundzki, urzędujący członek zarządu powiatu nowotarskiego i dementuje doniesienia prasowe, z których wynikało, że starostwo przejęło kasę. – Biura kasy mieszczą się obecnie w jednym z naszych budynków. To jedyny związek – podkreśla.
Komisja likwidacyjna
Nieprawidłowości w nauczycielskiej kasie wykryła kontrola przeprowadzona w 2003 r. przez starostwo. Według wyliczeń z nauczycielskiej kasy zniknęło ok. 670 tys. zł. Były to głównie pieniądze, które jej członkowie wpłacali jako składkę na poczet przyszłych pożyczek. Podejrzenia o defraudację pieniędzy padły na Stanisławę D., która prowadziła finanse nie tylko w kasie, ale również w Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym i Poradni Pedagogicznej w Nowym Targu (instytucje podlegające starostwu). Po śledztwie Sąd Rejonowy w Nowym Targu skazał byłą księgową na trzy lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Sąd uznał, że przywłaszczyła ona ok. 665 tys. zł, z czego sądowi udało się udowodnić, że co najmniej 54 tys. na własną korzyść. Choć prokuratura zakończyła śledztwo, a sąd wydał wyrok, sprawa nadal budzi wiele kontrowersji. – Nikt nie upominał się o zwrot pieniędzy. Przydzielano kolejne pożyczki, a nawet w dziwnych okolicznościach bezzwrotne zapomogi – dziwi się B. Waksmundzki. To z inicjatywy starostwa nowotarskiego i jego obecnych władz udało się zwołać walne zgromadzenie, wybrać nową komisję rewizyjną i nowy zarząd. Ostatecznie jednak pod koniec ubiegłego roku walne zgromadzenie członków podjęło decyzję o likwidacji kasy. Powołano komisję likwidacyjną. – Działamy w oparciu o konkretne prawo – zaznacza Adam Chlebek, na co dzień nauczyciel w Zespole Szkół w Czarnym Dunajcu. Nie zgadza się też z zarzutami, że postanowienia związane z kasą (a tym samym zaciągnięte długi) już dawno się przedawniły. – Na wszystko mamy dowody, pokwitowania. Wszystko można sprawdzić – podkreśla. Komisja rozsyła obecnie do wszystkich wierzycieli pisma wzywające do jak najszybszej spłaty pożyczki.
Niepełne zwroty
– Chcieliśmy wpłacić wszystko w terminie, ale nie było wiadomo komu i czy te pieniądze na pewno trafią do kasy – denerwuje się małżeństwo nauczycieli emerytów. – To są dla nas bajońskie sumy, skąd nagle mamy wziąć jednorazowo ponad tysiąc złotych. Z naszych wyliczeń wynika, że powinniśmy zalegać z mniejszą kwotą – rozkładają ręce. Podobnych głosów jest znaczenie więcej. Na jednym z podhalańskich portali opisujących zamieszanie z nauczycielską kasą pojawiły się setki wpisów. – Uczciwego człowieka straszą wpisem do rejestru dłużników i wszczęciem postępowania – krzyczy inny nauczyciel. – Odpowiadamy na wszelkie wątpliwości w każdy poniedziałek i piątek w naszym biurze, które mieści się przy ul. Królowej Jadwigi 1 w Nowym Targu. Tam czekamy na zainteresowanych. Będziemy wyjaśniać kwestie sporne – mówi A. Chlebek. Zapewnia, że wszystkie wpłacone pieniądze będą rozdysponowane między członków kasy. – Z otrzymanych środków pokryjemy na pewno zwrot części wkładów niektórym osobom. Przecież nie wszyscy brali pożyczki – zauważa A. Chlebek. Nie ma też szans na pełen zwrot pieniędzy. B. Waksmundzki zauważa jednak, że wśród nauczycieli – członków kasy – są i tacy, którym nie zależy na spłacie. – Widocznie przekalkulowali wszystko i doszli do wniosku, iż będą na tych operacjach stratni. Komisja likwidacyjna planuje do czerwca tego roku zakończyć cały proces – zaznacza B. Waksmundzki.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się