Jako krakowianin od wielu pokoleń oraz absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego bardzo ucieszyłem się z triumfu mojej uczelni w rankingu polskich szkół wyższych przeprowadzanym co rok przez redakcje „Rzeczypospolitej” i „Perspektyw”.
Tradycyjnie zażarta walka o prymat rozegrała się między UJ a Uniwersytetem Warszawskim. Moją radość zmącił jednak tytuł, jaki nadała informacji o wynikach rankingu „Rzeczpospolita”. Brzmi on: „Jagiellonka znowu górą”. Mam prawo domniemywać, że piszący te słowa nie jest krakowianinem ani tym bardziej nie pobierał nauk na UJ, skoro nie wie, że tym mianem określa się Bibliotekę Jagiellońską, a nie Uniwersytet. Było to już wielokrotnie wyjaśniane i prostowane, ale siła przyzwyczajeń (zwłaszcza złych) okazuje się przemożna.
Podobnie jest z ciągłym używaniem (niestety nawet przez obywateli podwawelskiego grodu) warszawskiego w swej genealogii określenia Starówka, podczas gdy w Krakowie mamy Stare Miasto.
Mógłby ktoś powiedzieć, że czepiam się szczegółów, ale skoro pewne słowa mają z dawna przypisane sobie znaczenia, to należy pilnie baczyć, aby ich nie wypaczano. Podobnie jest z nader częstym używaniem pięknego przymiotnika „spolegliwy” w fałszywym rozumieniu „uległy”, podczas gdy Tadeusz Kotarbiński dobitnie wyjaśnił, iż oznacza on człowieka, na którym można polegać. Z kolei powszechnie kojarzone dzisiaj pozytywnie określenie „osławiony” znaczyło w staropolszczyźnie człowieka pozbawionego sławy.
Przykłady można mnożyć, a jest to - wbrew pozorom - ważna sprawa, bo jeżeli będziemy bagatelizować znaczenie używanych przez nas wyrazów, nie tylko popadniemy w językowe niechlujstwo, ale będziemy także źle opisywać rzeczywistość. Lepiej więc zastanowić się nad sensem tego, co chcemy powiedzieć lub napisać (szczególnie w publicznych wypowiedziach), a kiedy nie mamy pewności, zapytać kogoś, kto zna się na rzeczy, lub sięgnąć do źródeł zgodnie ze słynnym sformułowaniem Sokratesa: „jak czego nie wiem, to nie mówię, że wiem” - też zresztą błędnie przedstawianym w postaci: „wiem, że nic nie wiem”.
Nie wypada mi zakończyć tego felietonu inaczej niż znanym zaleceniem Cypriana Kamila Norwida, aby zawsze „odpowiednie dać rzeczy słowo”.