Przyjaciele wspominali Wojciecha Pazdura. Odszedł od nas poeta, konferansjer, twórca kabaretowy ważny dla pokolenia NZS '80.
W niedzielne popołudnie w klubie „Pod Gruszką” było lirycznie i nostalgicznie. Spotkanie poświęcone pamięci Wojciecha Pazdura, zmarłego 21 maja w wieku zaledwie 53 lat, zorganizowało Stowarzyszenie NZS '80 oraz krakowski oddział SDP. Wspominaliśmy kogoś ważnego dla środowiska studenckiego w czasie karnawału „Solidarności”, ale też animatora kultury niezwykle popularnego w Makowie Podhalańskim i Suchej Beskidzkiej, ciepło witanego od Rabki po Żywiec, Wadowice i Kalwarię Zebrzydowską. Człowieka, bez którego nie mogła się odbyć jakakolwiek impreza: czy to w czasie Dni Kultury Beskidzkiej, czy któregoś z festiwali, zawodów, imprez sportowych...
Jako poeta debiutował w 1981 roku, na łamach dwutygodnika „Student”. Należał do najaktywniejszych działaczy kultury niezależnej, założył kabaret Trzecia Siła, tworzył pismo literackie „Drzazga”. – Pamiętam, że na premierze naszego kabaretu w piwnicy przy Kanoniczej był ogromny tłum. Wojtek podszedł do mnie zaaferowany, mówiąc, że na schodach siedzi ks. prof. Józef Tischner – wspominała w niedzielę Katarzyna Suska, dziś jedna z najwybitniejszych polskich śpiewaczek operowych (mezzosopran). Wtedy w finale programu śpiewała pieśń Leszka A. Moczulskiego. W klubie „Pod Gruszką” wykonał ją autor muzyki Dobrosław Rodziewicz, jeden z filarów „Trzeciej Siły”. Katarzyna Suska wystąpiła natomiast z minirecitalem dedykowanym pamięci Wojtka.
W anegdocie wspominali go także Adam Kalita, dziś krakowski radny, oraz Piotr Legutko, dyrektor krakowskiego oddziału GN i wiceprezes SDP. Z przyczyn osobistych nie mógł dotrzeć Bronisław Maj, poetycki „ojciec chrzestny” i serdeczny przyjaciel Wojtka. „Historia podcięła mu skrzydła, po wprowadzeniu stanu wojennego kabaret przestał istnieć, a jego autorskie pismo (którego pierwszy numer był gotowy w grudniu '81) nie zdążyło się ukazać. Historia nie zniszczyła jednego: więzi przyjacielskich. Wojtek był duszą towarzystwa, zawsze pełen wigoru, sypiący dowcipami: jeden z tych ludzi, którzy potrafią zarażać humorem i gromadzić wokół siebie przyjaciół. Gdy odchodzą tacy ludzie, szczególnie boleśnie odczuwamy pustkę, którą zostawiają po sobie” – napisał w przesłanym nam wspomnieniu kolega Wojtka, prof. Krzysztof Biedrzycki, literaturoznawca, dziś „na emigracji” w Warszawie.