To był jeden z tych cięższych pielgrzymkowych dni. Słońce zostawiało mi na twarzy ślad w postaci opalenizny, a sutannę i inne części garderoby można było wykręcać.
Po kilkunastu kilometrach marszu połączonego ze śpiewem i modlitwą człowiek miał prawo czuć się zmęczony. Był to jednak ten rodzaj „radosnego zmęczenia” – podobny do zmęczenia turysty, który wychodzi na wysoką górę, gdy widoki górskich szczytów rekompensują zmęczenie. Byłem zmęczony, ale i szczęśliwy, że tyle spraw udało się przedstawić Panu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.