Urzędnicy małopolscy chcieli zakazać palenia drewnem w kominkach.
Sierpniowe upały - jak się okazało - szkodzą nie tylko koniom dorożkarskim na krakowskim Rynku Głównym. Zaszkodziły również urzędnikom małopolskim. Przedstawili bowiem pod obrady Zarządu Województwa Małopolskiego projekt uchwały o całkowitym zakazie na terenie Krakowa nie tylko palenia węglem w piecach, lecz także... drewnem w kominkach.
O zakazie palenia węglem w krakowskich piecach mówiło się już od dawna. Miałby pomóc w walce z dokuczliwym smogiem, trującą zawiesiną spalin utrzymującą się w powietrzu nad podwawelskim grodem.
Powstał projekt zakładający, że w ciągu najbliższych 5 lat odchodzono by stopniowo od palenia węglem. Obmyślano wsparcie finansowe dla (przeważnie niezamożnych) osób, które mają piece węglowe. Od 2018 r. krakowianie mogliby ogrzewać domy wyłącznie za pomocą gazu, prądu i lekkich olejów opałowych.
Ku swojej konsternacji, część radnych wojewódzkich i członków zarządu wyczytała w projekcie, że na „czarnej liście” paliw znalazłoby się również drewno, którym pali się w kominkach. Marszałek województwa Marek Sowa poszedł po rozum do głowy i doprowadził do nieuchwalenia przepisów w tej formie. Chwała mu za to.
Krakowskie kominki nie zamienią się więc w znane gdzie indziej atrapy, w których grzeje się prądem lub gazem. Krakowianie nadal będą mogli więc czuć naturalne ciepło płynące od palących się smolnych szczap, słyszeć ich miły trzask i czuć lekki zapach dymu.
Od zakazu palenia węglem pewnie jednak nie uciekniemy. Zbliżające się wybory samorządowe mogą go jednak odwlec. Przed wyborami bowiem władze niechętnie podejmują decyzje niepopularne wśród wyborców.