Zamknięcie stadionu Cracovii jest dla piłkarzy jak odłączenie ogrzewania podczas srogiej zimy w gabinetach urzędników.
Po ostatnich derbach Krakowa wojewoda Jerzy Miller, na wniosek komendanta wojewódzkiego policji, zamknął dla widzów stadion Cracovii na dwa najbliższe mecze. Oznacza to, że „Pasy” rozegrają przy pustych trybunach mecz z Pogonią Szczecin i Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Powodem, który skłonił wojewodę do podjęcia takiej decyzji, było odpalenie rac podczas meczu Cracovii z Wisłą, co jest niezgodne z przepisami i - zdaniem urzędników wojewody - zagrażało bezpieczeństwu publicznemu. Decyzja J. Millera jest różnie określana w mediach. Najczęściej pada eufemizm, że jest ona kontrowersyjna.
To nieadekwatne słowo. W tej sytuacji nie ma żadnej kontrowersji - to jest po prostu zła decyzja, podjęta wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, gdyż nie karze sprawców, lecz jest wymierzona przeciwko niewinnym ludziom. Najpierw piłkarzom. Co oni zawinili? Nic, a decyzja wojewody pogarsza im warunki pracy. Dla sportowca doping i obecność widzów jest bowiem jak ciepły kaloryfer w zimie. Czy wydajność pracy urzędników w biurze wojewody nie spadłaby, gdyby na dwa dni ktoś w mroźny dzień wyłączył im za karę ogrzewanie?
Są i inni poszkodowani. Mam na myśli kilka tysięcy kibiców, którzy przychodzą na mecze piłkarskie, traktując je jako formę rozrywki. Oni nie przynoszą ze sobą rac, tasaków, noży i innych niebezpiecznych akcesoriów. Oni nawet nie krzyczą wulgarnych słów zaczynających się na litery k, p, s... Ale widocznie to mało ważne. Dla pana wojewody także oni są częścią niebezpiecznego tłumu, więc podlegają odpowiedzialności zbiorowej. Że takie myślenie jest błędne, można udowodnić na prostym przykładzie. Gdyby w trakcie krakowskich „Wianków”, wydarzenia plenerowego na wiślanych bulwarach organizowanego w połowie czerwca, grupa ludzi odpaliła race, to czy też zostałaby zastosowana odpowiedzialność zbiorowa w postaci decyzji o nieorganizowaniu imprezy przez kilka najbliższych lat? Byłoby chyba inaczej. Najprawdopodobniej policja wyłapałaby delikwentów, posadziła ich w areszcie, a sąd zasądziłby odpowiednie kary. A przecież odpalenie rac na „Wiankach” byłoby bardzo podobne do tego, co stało się na stadionie, przynajmniej jeśli chodzi o podnoszony przez rzecznika wojewody argument o zaistnieniu zagrożenia bezpieczeństwa publicznego.
Decyzja wojewody jest więc dolewaniem benzyny do ognia. I niech nikt się nie zdziwi, jeśli komuś kiedyś puszczą nerwy i podburzy tłum do wznoszenia okrzyków przeciwko włodarzowi województwa. Ale, uwaga! Wtedy na pewno (ktoś) zakwalifikuje to zachowanie jako polityczne czy wręcz antyrządowe. Tak już przecież gdzieś było.
Prawo jest wtedy godne szacunku, jeśli jest w nim gradacja winy i kary. Czy nie lepiej byłoby zamknąć najpierw sektor, na którym odpalono race? To byłoby wystarczające ostrzeżenie dla władz klubu.
W całej sprawie związanej z decyzją o zamknięciu stadionu jest jeszcze jedna strona – policja i jej działania. Czy rzeczywiście stara się ona, korzystając z materiałów z monitoringu stadionu, ustalić, kto odpalił race? Poza tym myślę, że wielu ludzi bardzo interesuje, czy prawdą jest to, co czytamy w oświadczeniu władz Cracovii: „Przed rozpoczęciem imprezy MKS Cracovia SA udostępniła obiekt Policji, która dokonała czynności sprawdzających i mających na celu wyeliminowanie potencjalnych zagrożeń związanych z użyciem przez kibiców materiałów pirotechnicznych. Przeprowadzona kontrola Policji nie stwierdziła żadnych uchybień ani też nie potwierdziła istnienia potencjalnych zagrożeń dla organizacji imprezy. Fakt udostępnienia Policji stadionu celem przeprowadzenia czynności sprawdzających stanowi potwierdzenie dbałości MKS Cracovia SA o bezpieczeństwo uczestników imprezy".