Jarosław Gowin buduje nie partię, a ruch społeczny. Jako polityk będzie miał "pod górkę".
Krakowska konwencja zwolenników byłego ministra sprawiedliwości nie była jakimś przełomem, raczej potwierdziła kilka obserwacji. Przede wszystkim tę, że Gowin szuka ludzi poza aktywną polityką. Nie zbiera odrzuconych przez PO i PiS „roninów”, nie jednoczy partyjnych kanap. Stawia za to na lokalnych i środowiskowych liderów. Pierwszy spot promujący jego inicjatywę przypomina ogłoszenie pospolitego ruszenia. Wici rozsyłane są do ludzi aktywnych, z pomysłami, spoza polityki. Temu służyć ma kampania „Godzina dla Polski”.
Druga obserwacja dotyczy politycznego marketingu. Gowin nie szuka wrogów, nie wskazuje przeciwnika. Mówi, że źle się dzieje w kraju, ale zbiera ludzi w (tej) sprawie, a nie przeciw komuś. Być może zdaje sobie sprawę, że jako wieloletni lider PO nie byłby wiarygodny, walcząc z władzą PO. Szuka zatem programu pozytywnego, czym jednak – wbrew pozorom - najtrudniej porwać potencjalnych wyborców. I media. Te są wyraźnie rozczarowane, że przekaz jest pozytywistyczny, a nazwiska ludzi stojących obok Gowina nic im nie mówią. A powinny, bo są to osoby z ciekawą biografią.
Trzecia cecha wyróżniająca nowy ruch to postawienie na niezagospodarowane politycznie środowiska: właścicieli małych firm, organizacje pozarządowe i samorządowców. Dotąd wszystkie projekty polityczne adresowane do tych grup kończyły się fiaskiem. Co nie znaczy, że historia musi się powtórzyć. I Polska, i te środowiska są dziś w innym miejscu niż podczas poprzednich prób.
Na konwencji w gmachu Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie mówiono o polityce pięciu wartości. Tyle że pod hasłami: praca, rodzina, wolność, tradycja, solidarność - podpisałoby się jeszcze co najmniej kilka ugrupowań z PiS na czele. Dlatego to nie hasła zadecydują o sukcesie inicjatywy Jarosława Gowina.
Przypomina ona dziś okręt, który postawił żagiel i czeka na wiatr. Ruszy z impetem tylko jeśli w Polsce zmieni się klimat i nowi ludzie faktycznie zdecydują się wejść do aktywnej polityki. Bo choć mowa cały czas o ruchu społecznym, to przecież jasne jest, że celem tej inicjatywy jest stworzenie „trzeciej siły” już w najbliższych wyborach parlamentarnych.