Ks. Józef Tischner nie pozwala o sobie zapomnieć, inspirując kolejne pokolenia. 6 listopada wspominali go Barbara, Kazimierz i Marian Tischnerowie oraz bp Grzegorz Ryś.
– Ksiądz profesor pomylił się, mówiąc: "Po mnie nic nie zostanie, oprócz tych paru dowcipów" – powiedziała Anna Kluz-Łoś z Radia Kraków, która poprowadziła wieczór wspomnień o ks. Tischnerze.
Niedawno ukazała się książka Tomasza Ponikły "Józef Tischner – myślenie według miłości. Ostatnie słowa". To opowieść o trzech ostatnich latach życia filozofa, jego zmaganiach z ogromnym cierpieniem. – Kiedy przyszedł młody człowiek, który nie znał Józia i chciał o nim napisać, zgodziłam się, choć było to dla mnie bardzo trudne. Chciałam, żeby jego obraz był jak najbardziej pełny – mówiła Barbara Tischner, bratowa profesora. – Przez te 3 lata czuwałam przy nim dzień i noc. Patrzyłam na jego cierpienie i nie mogłam mu ulżyć.
Ostatnie chwile spędzone z bratem wspominał także Marian Tischner. – Po operacji jeszcze przez dwa lata mówił. Szeptem, ale mówił. Potem całkowicie usunęli mu krtań. Józiu przeszedł operację bardzo dzielnie. W Anglii udało się zrekonstruować przełyk z mięśni, m.in. nóg i ramion.
Kiedy założono mu rurkę umożliwiającą odżywianie, nie mógł czuć smaku jedzenia. Ale nawet wtedy nie tracił dobrego humoru, podobno nazywał ją „rurociągiem przyjaźni”.
– Odwiedziłem go kiedyś w jego mieszkaniu na Kanoniczej. "Napijemy się wina" – powiedział i przyniósł... jedną lampkę. Zdziwiłem się – jak napijemy się obaj? Okazało się, że on sobie wlewał wino strzykawką. Nawet nie mógł poczuć jego smaku. Nie pamiętam żadnej innej lampki wina wypitej z kimś innym – mówił bp Grzegorz Ryś. – Innym razem poprosił, żebym przyszedł. Nie poznałem go – wychudzony, z ogromną szyją. Rozmawialiśmy – on pisał w zeszycie, a ja odpowiadałem.
– Cierpiał, ale najgorsze dla niego było to, że w czasie, gdy nie mógł ani pisać, ani mówić, był atakowany. Ale Józiu nie tracił nadziei ani dowcipu. Kiedy obudził się w Londynie z narkozy, zobaczył nad sobą czarny łeb. "Diabeł" – pomyślał – "jestem w piekle". Ale to był tylko Murzyn anestezjolog – żartował Kazimierz Tischner, młodszy o 15 lat brat filozofa. – Gdyby napisał list z nieba, na pewno by się w nim zmartwił tym, co się dzieje w Polsce. Nie ma już autorytetów. Brakuje Jana Pawła II. No, ale na szczęście mamy biskupa Rysia! – na te słowa sala zareagowała oklaskami i radością, a przywołany... postukał się w czoło.
Po spotkaniu odbyła się projekcja filmu „Jego oczami” w reżyserii Szymona Wróbla. To barwna, pełna humoru historia o ks. Tischnerze, opowiedziana przez jego najmłodszego brata. Kazimierz Tischner wspomina w nim lekcję pływania na... sznurku, randki kontrolowane przez brata, a także pewien niezwykły prezent, który otrzymał od „Józia”.