Czy każdy jest powołany do ewangelizacji? – zastanawiali się uczestnicy Forum CCC.
– Osoba, która ma być ewangelizatorem, musi umieć ewangelizować – podkreślał Bruce Clewett. – Musimy postrzegać ten proces bardziej w kategoriach praktyki, niż teorii. Podam wam pewien przykład: powiedzmy, że przeczytałem całą masę książek o tym, jak pilotować Jumbo Jeta, złożyłem egzaminy ustne, pisemne – na wszystkich wypadłem nadzwyczaj dobrze. Nigdy w życiu nie siedziałem w kokpicie samolotu. Kto chciałby ze mną polecieć? – pytał.
Zwrócił także uwagę na konieczność posiadania właściwej motywacji, która sprawi, że nie zrezygnujemy z głoszenia Dobrej Nowiny po kilku próbach. – Jest wiele rzeczy, które w życiu robimy, choć nie jesteśmy zbytnio umotywowani, np. zmywanie, wynoszenie śmieci. Specjalnie mnie to nie „kręci”, ale gdybym tego nie robił, natychmiast zobaczyłbym rezultaty. Jeśli nie wyniesiemy śmieci, spotkamy całe mnóstwo różnych stworzeń, których byśmy sobie nie życzyli. Tak samo jest z ewangelizacją. Jeśli jako Kościół nie będziemy ewangelizować, zobaczymy skumulowany efekt w postaci tego, że ludzie nie przyjdą do Jezusa – stwierdził B. Clewett.
Prelegent podkreślił, że wielu z nas nosi w sobie niewłaściwy obraz Boga, co stanowi przeszkodę w głoszeniu Dobrej Nowiny. Potrafimy Go wychwalać, a kiedy patrzymy wstecz, myślimy: „Nie obchodził się ze mną dobrze”. Powinniśmy zastanowić się, jaki jest Bóg w naszych oczach. Bo tylko osoba szczerze zakochana w Jezusie będzie miała szczególny dar przekonywania.
– Ewangelizację czasami można porównać do… przytulania kaktusa. Staracie się dotrzeć do ludzi, którzy nie mają wcale pewności, że chcą usłyszeć to, co macie im do powiedzenia. Wiąże się z tym czasami ogromny ból – zauważył B. Clewett.
Zachęcił, by zainwestować w życie tych, którym chcemy nieść Ewangelię: służyć im, modlić się za nich i poświęcać im swój czas, słuchać, spotykać się, np. przy kawie.