- W Bożej wspólnocie jest zarówno element męski, jak i żeński. Wspólnie mogą, a nawet powinni oddawać Bogu chwałę i dobrze Mu służyć – tak o misji rodziny w Kościele podczas Forum CCC mówił emerytowany biskup anglikański Sandy Millar, od wielu lat „mąż jednej żony” i ojciec czworga dzieci.
Iwona: – Wiosną 1986 r. pojechałam na rekolekcje, na których podjęłam decyzję, że chcę oddać życie Jezusowi. Trzy lata później zostałam postawiona przed decyzją, jaką podjął też mój przyszły mąż – otrzymałam wielki nakaz misyjny. Wracając z rekolekcji, przeżyłam szok. Zrozumiałam, że przecież chłopak, za którego miałam wyjść, nie pomoże mi w tej pracy misyjnej! Zerwałam z nim, a Bóg pokazał mi wtedy twarz przyszłego męża.
Początki ich „bycia razem” nie były jednak łatwe. Najpierw Iwonie oświadczyło się jeszcze kilku innych mężczyzn. Wszystkich jednak odrzuciła. W końcu odważyła się wykonać pierwszy ruch i zadzwoniła do Andrzeja.
– Znałem ją ze wspólnoty, ale była tylko jedną z wielu dziewczyn. Zadzwoniła, ale jakoś mnie nie przekonała, choć powiedziała, że mnie kocha… Na szczęście pewna osoba ze wspólnoty podpowiedziała, żebym to jeszcze przemyślał. Zadzwoniłem do Iwony, ale postawiłem warunek: mieliśmy się spotykać codziennie, żeby jak najszybciej się poznać. Kilka miesięcy później zaplanowaliśmy ślub. To Bóg tego chciał. Ja tylko oddałem Mu życie, a On dał mi życie wieczne, żonę, rodzinę, wspólnotę – wspomina Andrzej.
Podczas ślubu i bezalkoholowego wesela opowiedzieli ludziom o Jezusie, a po ślubie otworzyli swój dom dla wspólnoty uwielbieniowej.
– Przez wszystkie lata Bóg bardzo mocno działa w naszym życiu, a my jesteśmy jego świadkami zarówno dla dzieci, jak i dla całej rodziny. Jakiś czas temu mój chrześniak zapadł na bardzo dziwną chorobę. Nie pomagały żadne lekarstwa ani żaden lekarz. W końcu czułam, że pomóc może modlitwa wstawiennicza. Dziś mogę powiedzieć, że on został uzdrowiony. Ostatnio poważnie zachorowała też moja siostra. Jej stan zaczął się poprawiać od chwili, gdy modliliśmy się nad nią – opowiada Iwona.
Kilka lat temu, jadąc na spotkanie wspólnoty, Iwona, Andrzej i ich dzieci mieli poważny wypadek.
– Nasz dom stał się małym szpitalem. Dostaliśmy wtedy konkretną pomoc od naszej wspólnoty. Ludzie przychodzili, gotowali, sprzątali. Jedno z małżeństw, które nieco wcześniej kupiło samochód, pożyczyło nam go, żebyśmy na nowo zaczęli funkcjonować. Był też moment, że nie mieliśmy pieniędzy na chleb. Pomógł nam pewien kapłan, który wymodlił też nasz powrót do wspólnoty (odeszliśmy z niej na cztery lata).
Bóg się o nas troszczy. Czujemy to bardzo mocno. W ubiegłym roku zbudowaliśmy nowy dom, ale wiemy, że to jest dom Boga. Wszystko, co robimy, Jemu oddajemy – kończą swoją opowieść ewangelizatorzy.