Nowy numer 13/2024 Archiwum

Tego się trzymam!

O oblaturze, podziemnej rzece i fascynacji rozmowami „po tamtej stronie” z prof. Pawłem Taranczewskim, oblatem benedyktyńskim, malarzem, filozofem i rysownikiem, rozmawia Dominika Cicha.

Jak to się stało, że Pan Profesor został oblatem?

Ponad 50 lat temu poznałem o. Placyda Galińskiego. Zaprosił mnie do Tyńca. Podczas któregoś pobytu myślałem o pozostaniu w klasztorze na stałe. Jako wstęp do tego zgłosiłem chęć zostania oblatem. Stało się to już następnego dnia. Rytuał (w języku łacińskim) został odprawiony w jakimś sklepionym pomieszczeniu pod Opatówką, przewodniczył mu o. Placyd, świadkiem był jeden z ojców. Zaangażowanie moje było jednak powierzchowne: dobrze się czułem w Tyńcu, imponowało mi, że jakoś przynależę do niezwykłej wspólnoty i że nikt o tym nie wie.

Co było potem?

O oblaturze niemalże zapomniałem, choć bywałem w Tyńcu – raz dłużej, raz krócej; nie zapomniałem jednak o niej całkowicie, Tyniec płynął we mnie jak wspomniany nurt podziemnej rzeki... Po wielu latach, przy jakiejś okazji, spytałem o. Augustyna Jankowskiego, ówczesnego opata, czy moja oblatura jest nadal ważna. „Ważna na całą wieczność” – odpowiedział. Potwierdził to także o. opat Adam Kozłowski. Parę lat temu przyjechałem do Tyńca w jakiejś sprawie. Powiedziałem o. Włodzimierzowi Zatorskiemu, że jestem oblatem. Odparł: „Nie mam pana w kartotece” i zalecił odnowić przyrzeczenia. Odnowiłem i w miarę możności trzymam się tego.

Tematem niedawnego III Krajowego Zjazdu Oblatów Benedyktyńskich było słuchanie. Nieprzypadkowy to temat, bo dziś w prawdziwym słuchaniu ludziom przeszkadza mnóstwo rzeczy...

Na przykład własne gadulstwo. Hałas wewnętrzny, ale i zewnętrzny. Przeszkadza wplątanie – niezawinione i konieczne – w codzienność, którą nie wolno gardzić, nie wolno też ignorować ludzi, którzy czegoś od nas oczekują, nie wolno ich zawieść. To właśnie ludzie uczą słuchania! Hałas dochodzi z telewizji i radia. Ale radio pozwala wybrać potrzebną mi muzykę, „Dwójka” oferuje pogłębione komentarze polityczne i gospodarcze. Telewizję oglądam, bo lubię widzieć, co się dzieje, choć zachowuję dystans wobec tego, co mi pokazują, starając się zrozumieć, o co chodzi i dlaczego dziennikarz chce, abym to właśnie i tak ujęte zobaczył. Oglądam też programy naukowe, zwłaszcza historyczne. Pod spodem jednak – nawet podczas oglądania telewizji czy słuchania radia – stale płynie podziemna rzeka, także nieustannej modlitwy, i promieniuje ku powierzchni.

Do oblacji potrzebne jest powołanie?

Oblatus znaczy ofiarowany, oddany. Pierwszych oblatów po prostu oddano św. Benedyktowi pod opiekę, nie pytając o zgodę. Byli chłopcami, nie mieli żadnego powołania! I ja nie mam jakiegoś specjalnego powołania. Tak jakoś wyszło i tego się trzymam – coraz mocniej! Ta droga życia wydaje mi się dziś najbardziej sensowna, nadaje nieoczekiwany sens małżeństwu, otwiera dziwne horyzonty, pozwala spotkać myślicieli poza nią raczej niespotykanych! Jest drogą środka, nie perfekcjonizmu, którego bym nie zniósł. Pchany ku religijnym skrajnościom – uciekam. Nie znoszę też religijnych przymusów i łamania... Chwała Bogu, mnisi przestrzegają: „Łuk napięty za mocno, pęknie”. Odpowiadam więc pani: do oblacji potrzebne jest oblatio, oddanie...

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy